Marzenie się spełniło. W piątek wieczorem podczas wspólnej modlitwy nasz ośmioletni synek przeczytał fragment ze Starego Testamentu o potędze Boga i o tym, jak ona się objawia w pięknie stworzenia. Zamarzyło mi się zobaczyć na żywo to, o czym mówi ten biblijny tekst (Syr 43, 18-20). I udało się. Pojechaliśmy, by zacząć Adwent na biało. Dwie i pół godziny drogi stąd na szczycie góry (niezbyt wysokiej) podziwialiśmy scenerię jak z bajki. Tak dużo napadało śniegu, tak cicho było na szlaku! Młodsze dzieci zjeżdżały na sankach i jabłuszkach, starsze prowadziły bitwy na śnieżki, my z mężem mogliśmy chwycić się za ręce i chłonąć białe zimowe krajobrazy: zamarznięty stawek, ośnieżone sosny, maleńki drewniany mostek, cały w białym puchu. Odetchnęłam. Wróciliśmy tego samego dnia, zjedliśmy w drodze obiad na wynos, zachowując wszystkie sanitarne zalecenia, ale poczuliśmy się wolni i trochę bardziej wypoczęci niż zazwyczaj po całym tygodniu pracy (i zdalnej nauki).
W domu upiekliśmy pierniki (to nasza rodzinna tradycja, że pieczemy je w pierwszą niedzielę Adwentu), zapaliliśmy pierwszą świecę na adwentowym wieńcu, a najmłodsze nasze pociechy wycięły serduszka na roraty. Od dobrych znajomych z innej części Polski dostaliśmy zdjęcia ich pociech, szykujących na rano własnoręcznie zrobione lampiony. Zaczął się. Ten wyjątkowy czas. U nich i u nas na biało, ale przede wszystkim: zaczął się nie ze ściśniętym sercem, nie z żalem, że jest inaczej, niż w poprzednie lata. Zaczął się z nadzieją, z ufnością, z pogodą ducha, na przekór okolicznościom.
Spisaliśmy jak co roku postanowienia adwentowe na wspólnej kartce. Opowiadamy sobie o nich co dzień przy kolacji. Wczoraj jedno z dzieci powiedziało: „Mamo, masz plusa!”, gdy opowiadałam, nad czym w tym roku pracuję. Uśmiechnęłam się szeroko. Ja bym sobie pełnego plusa nie dała, najwyżej taki z kropką albo plus z minusem, ale przecież nie ma to większego znaczenia. Jesteśmy razem w tych adwentowych wyzwaniach i zmaganiach. Nie o perfekcjonizm chodzi, ale otwarcie szerzej serca: na siebie nawzajem i na Miłość, która mimo pandemii PRZYCHODZI.
***
„Rozrzuca On śnieg jak osiadające ptaki,
a jego opad jak chmara szarańczy.
Piękność jego bieli zadziwia oko,
a takim opadem zachwyca się serce.
On szron jak sól rozsiewa po ziemi,
który marznąc jeży się ostrymi kolcami.
Gdy mroźny wiatr północny zawieje,
ścina się lód na wodzie
i kładzie się na całym zbiorniku wód,
przyodziewając go jakby pancerzem.
Wiele moglibyśmy mówić, ale do końca byśmy nie doszli,
zakończeniem zaś mów niech będzie: «On jest wszystkim!»4
Jeżeli zechcemy jeszcze Go chwalić, gdzie siłę znajdziemy:
Jest On bowiem większy niż wszystkie Jego dzieła.” (Syr 43, 18-20.27-28)