Wiara

Tagi

, , , , , , , , , , ,

Fot. Danuta Kamińska

Prawdziwe „Ptasie radio” w gałęziach przy drodze – ptaki przekrzykują się między sobą. Podchodzę po cichu, by im się bezkarnie przyjrzeć i wtedy milkną jak na zawołanie.
Wdycham głęboko wiosenne powietrze. Jeszcze chłodne, ale wyczuwalne są w nim nuty budzącej się przyrody.
Zachwycają mnie forsycje i niepozorne zielone listki jakiegoś krzewu, którego nazwy niestety nie znam.
Mam wrażenie, że nie tylko przyroda budzi się do życia – również ja się budzę. I nie mam na myśli jedynie regeneracji po chorobie, ale duchowe orzeźwienie, jakiego od jakiegoś czasu doświadczam.
Mam głęboki pokój po ostatniej spowiedzi i nie mogę się już doczekać Wielkanocy. To moje ulubione święta…
Nie tylko dlatego, że przypadają wiosną. Przede wszystkim z powodu tego, co wtedy celebrujemy: to zwycięstwo nad tym wszystkim, co na co dzień próbuje nam wykrzyczeć w twarz, że nie ma nic nad nie silniejszego. A jednak: zwycięstwo nad śmiercią, nad grzechem, nad beznadzieją i ciemnością jest faktem. Nawet nie jest kwestią domysłów, spekulacji czy pobożnych życzeń.
Jest faktem. Już się dokonało. Amen.
***
„Wiara jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy.” (Hbr 11, 1)

Jak perły

Tagi

, , , , , , , , , , ,

Fot. Danuta Kamińska

Idziemy żwawym krokiem, starsze dzieci na rowerach wyprzedziły nas już znacznie, młodsze są blisko. Pomagamy im przejść przez jezdnię, gdy przeprowadzają przez przejście dla pieszych swoje dwukołowce.
Spotykamy znajomych – znamy się z czasów, gdy nie byliśmy jeszcze małżeństwem. Z nim rozmawiam o pracy (wspólnej nam obojgu), z nią o szkole (wspolnej jej i naszemu najstarszemu synowi). Wiatr nie pozwala nam na długą pogawędkę, ale i te kilka minut jest dla mnie bardzo miłym, niespodziewanym prezentem.

Wiosna nieśmiało wyziera z pól i łąk, zieleni gałęzie i trawy, ale jest w tym roku spóźniona i niezdecydowana. Obserwuję ją uważnie, podobnie jak moja dobra znajoma, która przesyła mi codziennie rano swojego autorstwa zdjęcia budzącej się do życia przyrody, opatrzone kilkoma zdaniami, które optymistycznie nastrajają, nawet w szary i zimny poniedziałkowy poranek.

Kolejny Wielki Post, kolejne kroki – raz dziarsko, raz bardzo chwiejnie i niepewnie stawiane. Koleżanka z pracy przesłała mi dziś piosenkę o tym, że właściwie nie jest źle, a nawet – jest dobrze: jest się czym cieszyć i za co być wdzięcznym. Sowa z teledysku patrzy na mnie mądrym okiem, a ja zastanawiam się nad tym, jak kruche jest życie…
Inna znajoma z pracy od kilku dni wysyła mi codziennie zdjęcia stron książki, którą właśnie czyta – krótkie rozważania biblijne na kolejne dni.

Takie maleńkie prezenty są jak perły na mojej drodze. Łatwo je przeoczyć, zlekceważyć, przejść obok. Ale to one właśnie pomagają mi przetrwać tę zbyt długą zimę, natłok spraw i obowiązków, przetrawić mnóstwo pojawiających się ostatnio pytań, zdobyć się na ufność, gdy nie ma pewności, a są tylko wyzwania.

„On leczy złamanych na duchu i przewiązuje ich rany. Podobają się Panu ci, którzy się Go boją, którzy wyczekują Jego łaski.” (Ps 147, 3.11)

Wstanę

Tagi

, , , , , , , , , , , , ,

Fot. Danuta Kamińska

Czasem trudne doświadczenia lubią się kumulować w jednym dniu, tygodniu czy miesiącu i sprawiają, że trudno się ruszyć – dosłownie i w przenośni. „Nieszczęścia chodzą parami”, mawiają niektórzy. Ja natomiast zauważyłam ostatnio inną prawidłowość: gdy „odblokuje się” we mnie jakiś obszar, dobro i spokój promieniuje też wtedy na inne obszary w moim życiu. Wszystko jest ze sobą w jakiś sposób powiązane.
Potrzebuję czasami dużo cierpliwości, by wyczekać na moment, w którym będę gotowa do tego, by wreszcie wstać.

„Wstanę i pójdę do mojego ojca”- piękne jest to zdanie, bardzo się w nim odnajduję. Nie jestem teologiem, ale jestem wewnętrznie przekonana, że zanim ono zostało wypowiedziane, grunt pod to wyznanie został już przygotowany. Podobnie jak sam powrót – tak bardzo oczekiwany przez ojca z przypowieści. Zanim syn zdążył cokolwiek powiedzieć – już był w ramionach ojca, który go od dawna z daleka wypatrywał.

Widzę, że często brakuje mi tej biblijnej perspektywy. To prawda, że rzeczywistość, w jakiej się na co dzień poruszam, daleka jest od biblijnego podejścia do kwestii „powstania” i powrotu, ale i oczekiwania, i przyjęcia wracających. Nie może to być jednak dla mnie wymówką.
Im dłużej patrzę na tę scenę, tym bardziej ona żyje we mnie.
Im więcej daję sobie czasu, by trwać w ciszy i spokoju, tym więcej sił mam, by w końcu „zebrać się” i wstać.

Wstanę – z mojego zniechęcenia i niezadowolenia.
Wstanę – z duchowej martwoty.
Wstanę – z niewiary i lęku.
Wstanę – z niezgody na własne życie.
Wstanę – z tego, co podcina mi skrzydła.
Wstanę – z żalu i poczucia krzywdy.
Wstanę – z tego, co ściąga mnie w dół.

Wstanę – bo Ty mnie podnosisz.
Amen.

Nowonarodzeni

Tagi

, , , , ,

Fot. Danuta Kamińska

Wczoraj świętowałam bardzo osobistą rocznicę. Myślę, że wielu z nas ma również w ciągu roku taki szczególny dzień, w którym dziękuje Bogu za własne doświadczenie nowego narodzenia, nowego życia.
Dla większości jest to konkretna data i konkretne wydarzenie, które zmieniło bieg historii naszego życia, dla innych – ciąg wydarzeń, bez konkretnego, jednego punktu w czasie. Nie to jest jednak najważniejsze. Istotne jest to, co się wtedy dokonało: wybraliśmy świadomie, zdecydowaliśmy, za kim idziemy.
Nie wystarczyło przyzwyczajenie, nie zadawalały nas opowieści innych – odkryliśmy, że wiary nie można jedynie „odziedziczyć”. Nie przechodzi z ojca na syna jak rodzinna pamiątka.
To przede wszystkim relacja, a nie system skomplikowanych rytuałów i tradycji świątecznych.
To życie, to decyzja…
Pięknie napisał o tym kiedyś arcybiskup Gądecki:
„Od osobistej decyzji, od osobistego wyboru Chrystusa, od żywej wiary serca zależy zbawienie każdego z nas. Ten wybór nie dokonuje się jednorazowo, lecz powtarza się przez całe nasze życie. Każdy z nas potrzebuje nieustannie nawrócenia, ożywienia i pogłębienia wiary.” ( „Wierzę w Jezusa Chrystusa”, wprowadzenie)

Kiedy dokładnie dokonała się w Twoim życiu ta osobista decyzja?
A kiedy ostatnio została przez Ciebie odnowiona?

Bardzo lubię ten dzień w roku. Za każdym razem wracam z wdzięcznością do tamtego momentu, który zaważył na moim dalszym życiu.
***

„W odpowiedzi rzekł do niego Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego». Nikodem powiedział do Niego: «Jakżeż może się człowiek narodzić będąc starcem? Czyż może powtórnie wejść do łona swej matki i narodzić się?» Jezus odpowiedział: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego.»” (J 3, 3-5)

Nowe

Tagi

, , , , , , , , , , ,

Fot. Danuta Kamińska

Ostatnio przed pracą robię sobie dłuższy spacer. (Dla zdrowia duszy i ciała, można by dodać nieco żartobliwie, choć w tym akurat przypadku rzeczywiście zauważam dobroczynny wpływ wypraw o poranku na moją kondycję psychofizyczną).
Podczas jednego ze spacerów moją uwagę zwróciły pąki na drzewach. Każdego roku w Wielkim Poście to one właśnie są dla mnie przypomnieniem, że mam nowe życie. Że żyję nowym życiem.
Tego samego dnia przesłała mi (o wiele lepszej jakości) zdjęcie zielonych pąków moja dobra znajoma.
Nowe – tak jak świeża jest zieleń każdego roku, a nie tylko „odświeżona”, czy pomalowana (jak trawa w PRL-u). Ona jest zupełnie nowa.
Tak właśnie nowe jest życie, jakie mam dzięki Krwi Chrystusa.
Jestem uratowana. Jestem bezpieczna. Jestem wolna. Amen.
„Jeżeli zaś chodzimy w światłości, tak jak On sam trwa w światłości, wtedy mamy jedni z drugimi współuczestnictwo, a Krew Jezusa, Syna Jego, oczyszcza nas z wszelkiego grzechu.” (1J1, 7).

Współpraca

Tagi

, , , , , , , ,

Fot. Danuta Kamińska

Każdy zawód i każde miejsce pracy ma swoją specyfikę: jakieś własne zasady, zwyczaje, słownictwo, takie, a nie inne, ustalenia co do wykonywania danego zadania czy projektu, wzajemne zależności.
Wejście w nowe miejsce pracy wymaga więc nie tylko poznania tej specyfiki, ale też odkrycia, jak przebiega w danym miejscu współpraca (że ona jest – nie ma wątpliwości; pytanie tylko, jakiej jest ona jakości i na jakich zasadach się odbywa).

Zawodowe doświadczenia podpowiadają nam, że aby wszystko (albo prawie wszystko) dobrze funkcjonowało, konieczny jest prawidłowy przepływ informacji. Tu możemy podstawić sytuacje z naszej pracy, ilustrujące konsekwencje błędnych informacji lub błędów w komunikacji: realizacja zamówienia niezgodna z intencją zamawiającego, nieporozumienia wypływające z braku pełnego obrazu sytuacji, towar wędrujący w zupełnie nieadekwatnym kierunku, zderzające się przedmioty lub idee, błędnie podjęte decyzje…

Pozazawodowe natomiast doświadczenie pewnie jeszcze mocniej przemawia do naszej wyobraźni, przede wszystkim sytuacjami, które znamy z autopsji albo z relacji naocznych świadków.

Współpraca się opłaca, jak przeczytałam w jednej z książeczek na dobranoc, gdy dzieci były całkiem małe.

Jednak współcześnie raczej inny model jest promowany: indywidualizm i samowystarczalność. Być może ci, którzy przyjdą po nas, tak właśnie określą naszą epokę (nadając jej pewnie przy okazji jakąś nazwę), że cechowała ją duża doza „osobności”.

Dlaczego współpraca może niektórym z nas „uwierać”? Bo gdy jesteśmy razem, działa nie tylko zjawisko synergii, ale i próżniactwa społecznego – czyli nie tylko łączymy nasze siły, co daje świetne efekty, ale też zauważamy, że ktoś nie przykłada się tak, jakby mógł, i że tracą na tym inni.

Nie tylko sprawniej i lepiej wykonujemy zadania, kiedy współpracujemy, ale też nasze błędy i złe nawyki są bardziej widoczne dla innych, niż gdybyśmy się z nikim nie komunikowali – czyli widać jak na dłoni, jacy jesteśmy i jakie są nasze kompetencje (także te społeczne).

Czy warto współpracować, skoro – jak świat długi i szeroki – gdzie są ludzie, tam też są problemy? W pracy zazwyczaj nie do końca mamy wpływ na to, jaki model wybierze nasz przełożony – szef czy dyrektor – i jakie zwyczaje zastajemy, wykonujac tę czy inną profesję. Jednak w życiu prywatnym to od nas przede wszystkim zależy, czy jesteśmy nastawieni na dialog, współpracę, wymianę doświadczeń, a przede wszystkim: na INNE.

Podobno na spotkaniach dekanalnych pokutują dwa zdania, wypowiadane w odpowiedzi na śmiałe pomysły ożywienia duszpasterstwa parafialnego: „Nie zmieniajmy nic, tego nigdy nie było” i „Nie zmieniajmy nic, tak było od zawsze”.

Na spotkaniach dekanalnych nie bywam, ale wiem, że to, co nowe lub nieznane, budzi w wielu nieufność i sprzeciw. Tak jakby chcieli powiedzieć: „Najlepiej niech każdy robi swoje”. (Śpiewał o tym kiedyś, w nieco innym kontekście, Wojciech Młynarski: „Róbmy swoje”).

Ale przychodzi taki moment, gdy potrzebujemy POPROSIĆ, by ktoś powiedział, co robimy źle lub co możemy zrobić lepiej.
Przychodzi moment, by nauczyć się czegoś od INNYCH.

Współpraca nie zakłada, że jesteśmy tylko z ludźmi, którzy są do nas podobni: myślą jak my, wyznają te same wartości, co my, działają jak my. Oczywiście, w takim „ujednoliconym” gronie jest nam przyjemnie, ale nie znaczy, że najlepiej.

Obserwując naszą dużą rodzinę, widzę jak cenne jest zderzenie z tym, że ktoś myśli inaczej, ma inne usposobienie czy metody pracy. Oczywiście, wiąże się to z wyzwaniami, z pewnym rodzajem napięcia, ale jest ono twórcze.

Może warto w najbliższym czasie spojrzeć na to, ile w nas jest otwartości, a ile rutyny i przekonania, że to, co znamy jest najlepsze, a dana racja czy metoda jedyna, bo najbardziej „mojsza” ;)

Życie jest o wiele bogatsze i piękniejsze, gdy dzielimy je z innymi!

„Któż bowiem jest większy? Czy ten, który u stołu zasiada, czy ten, który usługuje? Czy nie ten, który u stołu zasiada? Lecz Ja jestem wśród was jako ten, który usługuje”.

Łk 22,27

Piękno

Tagi

, , , , , , , , ,

Fot. Danuta Kamińska

W pracy – awaria ogrzewania: albo kaloryfery zimne, albo zimna woda w kranie. I tak na zmianę, od zeszłego tygodnia.
Za oknem – szarobury pejzaż, ciemnawo.
Dzieci – niezadowolone, że skończyły się właśnie ferie i trzeba wstawać do szkoły, nie ułatwiają nam porannej logistyki.
Schylam się, by włożyć ubrania do pralki – ból w boku mocniej daje się we znaki.

Ale pośród tego wszystkiego – jest pięknie. Jest dobro, jest nadzieja i wewnętrzna siła. Jest uścisk męża i jego spojrzenie pełne ciepła. Jest świadomość, że w tym, przez co przechodzimy, jesteśmy razem. Jest wdzięczność, że mamy siebie.

Wracam myślami do przeczytanych całkiem niedawno słów o tym, że prawdziwszy jest obraz rodziny zmagającej się z zewnętrznymi przeciwnościami i wewnętrznymi problemami, niż sielankowy, oderwany od realiów życia kolorowy obrazek. I że małżeństwo jest jak wspinaczka wysokogórska – przecież nie odcinamy liny, gdy druga osoba popełni błąd i nie patrzymy, jak spada w przepaść, ale nawzajem się podtrzymujemy, nawet jeśli po drodze, wśród tych – często niesprzyjających – warunków, raz po raz sprawiamy zawód tej drugiej osobie.

Prostuję się i obracam do syna, który stoi właśnie przede mną z bukietem róż. Zaskoczona, stawiam je w wazonie obok innych pięknych kwiatów, które dostałam niedawno od przyjaciół i rodziny.

Piękno jest tym, co pomaga spojrzeć z innej perspektywy na codzienne zmagania.

Jak dobrze, że jest – na wyciągnięcie ręki.

Ma

Tagi

, , , , , , , , , , , , , ,

Fot. Danuta Kamińska

W korytarzu wiszą zdjęcia w ramkach. Przyglądałam się im dziś przed kolacją. Narty przed pandemią. Jezioro przed wojną. Chyba nikt się nie spodziewał, że będziemy używać takich cezur czasowych…
Oczywiście, nadal obowiązują te „wewnątrzrodzinne” , ale nawet wybierając się dziś po skierowanie na fizjoterapię, przypominałam sobie, czy ostatnio chodziłam na zabiegi w trakcie pandemii, czy już po wybuchu wojny.
Ci, którzy przyjdą po nas, zapewne będą mieli swoje określenia na mijający czas. Może lepiej, że ich teraz nie znamy, ani nawet się ich nie domyślamy.
W Turcji i sąsiadujących z nią krajach być może ludzie długo jeszcze będą dzielić czas na przed trzęsieniem ziemi i po nim. Tak, w tamtych stronach zdarzają się wstrząsy tektoniczne, ale skala kataklizmu, którego jesteśmy świadkami, jest wstrząsającą.
Mamy zwyczaj w naszym domu, że wstawiamy się wspólnie w intencjach osób, które najbardziej potrzebują pomocy. A oprócz tego, włączamy się też (razem z dziećmi) w różnorodne akcje pomocowe. Rozmawiamy o tym, co się dzieje wokół i pokazujemy, jak można realnie pomóc. By naturalne zainteresowanie wydarzeniami ze świata i najbliższej okolicy nie kończyło się na bezradnym wzruszeniu ramionami.

Kiedyś czytałam opowiadanie (obcojęzycznego autora), zatytułowane „Rozgwiazda”. Mowa w nim była o młodym chłopaku, który wrzucał z powrotem do wody rozgwiazdy, którymi usłana była plaża. Jeden z turystów zwrócił mu uwagę na to, że przecież nie zdoła uratować ich wszystkich. Swój wywód zakończył pytaniem o to, jakie ma w takim razie znaczenie to, co robi ten chłopak.
Młody człowiek spojrzał na żyjątko trzymane w dłoniach i przywracając rozgwieździe jej naturalne środowisko, odpowiedział: „Dla tej jednej – ma”.

To, co robisz, może nie uratuje milionów. Ale ma sens dla tego jednego człowieka …wyciągniętego spod gruzów podczas trzęsienia ziemi
…dla człowieka, który znalazł schronienie pod twoim dachem, gdy uciekał przed okrucieństwami wojny
…dla tego jednego człowieka, który jednak nie wpadł w rozpacz, oddzielony od bliskich podczas lockdownu
…dla tego jednego człowieka, za którym się wstawiłeś, mimo że inni się z niego śmiali i nim pogardzali
…dla tego jednego małego człowieka, którego oczy się w końcu roześmiały.

Skarb

Tagi

, , , , ,

Fot. Danuta Kamińska

Czas spędzony w gronie rodziny i przyjaciół sprawia, że wraca mi radość życia.
Bezcenne są dla mnie te chwile, zwłaszcza takie jak dziś – gdy widzę jak pociechy biegają z chrzestną jednego z synów i jej mężem, jak się razem bawią i śmiejąc, nawołują.
Skumulowane z kilku dni zmęczenie i napięcie ulatują ze mnie.

Jestem tak wdzięczna za spotkania i wspólnie spędzony czas. Za rozmowy – te poważne i przynoszące prawdziwą ulgę, i również te lżejsze, gdy sobie po prostu żartujemy, opowiadamy zabawne historie.
Czuję, jak mój układ nerwowy się wtedy „odbudowuje”, jak rośnie moja odporność psychiczna, a oddech staje się głębszy.

Cieszę się, że dzięki spotkaniom z przyjaciółmi i rodziną powracają moje siły.

I że, dzięki Bogu, nie idę przez życie sama.

***
„Wierny bowiem przyjaciel potężną obroną,
kto go znalazł, skarb znalazł.
Za wiernego przyjaciela nie ma odpłaty
ani równej wagi za wielką jego wartość.
Wierny przyjaciel jest lekarstwem życia;
znajdą go bojący się Pana.” (Syr 6, 14-16)

Sarna

Tagi

, , , , , , , , ,

Fot. Danuta Kamińska

Była blisko, jej smukła sylwetka wyraźnie rysowała się na przykrytym białym puchem polu. Znajdowaliśmy się na skraju lasu. Zatrzymaliśmy się z nadzieją na piękne zdjęcie, wpatrując się w nią jak zaczarowani. Ale ona nie czekała, aż wybierzemy odpowiednie ustawienia i pobiegła po chwili dalej – dalej od nas. Mimo to, wrażenie, jakie na nas zrobiła, było ogromne i nie zniknęło tak szybko, jak szybko zniknęła ta sarna.

Niespodziewane spotkania czy wydarzenia niekoniecznie muszą być od razu przekazywane dalej, upubliczniane. Czasem lepiej zachować je w pamięci, delektować się i zastanawiać nad nimi, niż – bez wewnętrznego smakowania – posyłać je w świat.
Sarna na śniegu może być więc symbolem tego, co w nas wewnętrzne i głębokie. I czego nie da się sfotografować, zmierzyć ani zważyć. To dobrze, że nie wszystko jest na sprzedaż (czy także: na pokaz).

Znamy pewnie osoby, które zabiegają o to, by być zauważone akurat wtedy, gdy są zajęte jakąś praktyką religijną. Ba, niektóre nawet celowo składają ręce, by oko kamery mogło to uchwycić i przekazać, na przykład potencjalnym wyborcom.
Zupełnie inaczej rzecz ma się z sytuacjami, w których nikt nie jest w stanie dowiedzieć się tego, co nam w duszy gra. Gdy nasze wewnętrzne batalie albo pełne ufności oddanie nie jest wystawione na widok publiczny. Gdy to, co nas dotyka (czy spotyka), jest „zachowywane w sercu”, mówiąc językiem biblijnym.
Oczywiście nie chodzi o to, by wiarę zepchnąć do sfery prywatnej, bo powinna być ona widoczna wszędzie tam, gdzie jesteśmy, a więc również w sferze publicznej (to jak żyjemy, jakie wartości cenimy, do kogo należy nasze życie i czy postępujemy zgodnie z tym, w co wierzymy). Jednak bez tego istotnego elementu, jakim jest „uwewnętrznienie”, wszystko to, co dla nas istotne (a nie tylko wiara), przypominać będzie zwietrzałą sól. Albo bardziej: stroboskopowe światło – ulegniemy szybko przebodźcowaniu, a nic w nas z tego natłoku obrazów i wydarzeń nie pozostanie.

Takie chwile, jak ta wczoraj, gdy obserwowaliśmy sarnę na śniegu, są nieocenione. Nie tylko dla naszego zdrowia (spacer i świeże powietrze), psychicznej kondycji (chwila relaksu na łonie przyrody, cisza i piękne widoki), ale także dla naszego ducha (a duchowy wymiar to nie tylko „bycie w kościele”).
Te trzy elementy są bardzo ważne i ze sobą powiązane, wzajemnie na siebie wpływają: duch, dusza i ciało. O każdy z nich mamy obowiązek dbać, jak sugeruje to św. Paweł:

„Sam Bóg pokoju niech was całkowicie uświęca, aby nienaruszony duch wasz, dusza i ciało bez zarzutu zachowały się na przyjście Pana naszego.”(1 Tes 5, 23)

Czy zatrzymuję się przy sarnie mojego wewnętrznego doświadczenia, przemyśleń, rozważań, nasłuchiwania Bożych natchnień, czy pędzę raczej dalej albo próbuję jedynie schwytać, „ujarzmić” i skontrolować rzeczywistość, aby nic nie mogło mnie już w życiu zaskoczyć, zadziwić ani zachwycić?

Przejdź do paska narzędzi