Tagi
#chrzescijanstwo, #codziennosc, #DanutaKaminska, #dobreslowo, #ewangelizacja, #JezusPanem, #nowaewangelizacja, #przyroda, #relacje, #rodzina, #słowoboże, #troska, #wdzięczność, #zdrowiepsychiczne

Fot. Michał Kamiński
„Jezu cichy i Serca pokornego, uczyń serca nasze według Serca Twego”.
Kiedy modlę się tymi słowami, uświadamiam sobie, że wiele spraw nie jest wartych moich nerwów. Nie jestem nikim ważnym, więc nie muszę się obruszać i czuć urażoną. I nie jestem aż tak widoczna, by się bać, że coś pójdzie nie tak i wszyscy to zobaczą. Jestem wolna. Im bardziej żyję duchowością Serca Jezusowego, tym większy mam pokój w moim sercu.
Paradoksalnie, właśnie wtedy rozwijam skrzydła, gdy przyjmuję ze spokojem fakt, że coś może pójść nie po mojej myśli, kiedy akceptuję niepewność i nie trzymam się kurczowo swoich planów.
Niedawno dotarło do mnie, że to, co mnie spotyka, jest mi potrzebne. Zazwyczaj zżymałam się, gdy działo się coś, co powodowało mój dyskomfort, zażenowanie, co mnie upokarzało przed innymi, co sprawiało, że czułam się w jakiś sposób „umniejszona”. Teraz patrzę inaczej na takie sytuacje. Zwłaszcza wtedy, gdy nie mogę się „wybronić”: udowodnić, że mam rację, że zarzuty czy oskarżenia są niesłuszne (a przecież zdarza się, że takie właśnie są). Przyjmuję to, co się dzieje. Jakaś część mnie buntuje się – chyba nikt nie lubi cierpieć, zwłaszcza niesłusznie. Ale w głębi serca słyszę: „Spokojnie, nic ci się nie dzieje. Jesteś w dobrych rękach. Nic ci nie grozi”. I to mnie uspakaja.
Oczywiście idealnie byłoby, gdyby moją pierwszą reakcją był spokój, ale zdaję sobie sprawę, że jeszcze pewnie długo tak nie będzie. Za to cieszy mnie to, że słyszę w swoim wnętrzu ten cichy, kojący głos. Wiem, że to jest kolejny krok w dobrym kierunku.