Tagi
#chrzescijanstwo, #codziennosc, #DanutaKaminska, #dobreslowo, #ewangelizacja, #małżeństwo, #miłość, #nowaewangelizacja, #relacje, #rodzina, #SESA, #SNEPoznan, #troska, #wspólnota, #zdrowiepsychiczne

Fot. Danuta Kamińska
Zapewne wielu z nas, słysząc słowo „wspólnota”, ma przed oczami pęk patyków, których nie da się złamać tak łatwo jak złamać można pojedynczy patyk.
Inni pewnie, słysząc „wspólnota”, myślą od razu: Kościół, rodzina, mała grupa.
A jeszcze inni, na dźwięk tego słowa, widzą od razu twarze osób, z którymi tę wspólnotę tworzą, słyszą ich imiona, bez abstrakcyjnego „ktoś, gdzieś, kiedyś”.
Z racji mojej pracy zawodowej, czytam właśnie tekst rozważań biblijnych, w którym natrafiam na ciekawe myśli. Jedną z nich jest ta, że małżeństwo jest bardziej wymagającą drogą życia niż celibat. Trudno mi wyrokować w tej sprawie – nie wiem zresztą, jak można byłoby te dwie drogi porównać i co wziąć pod uwagę.
We wspólnocie zakonnej są ludzie („i ludziska”, chciałoby się dodać), a zawierając małżeństwo, również wchodzi się w rzeczywistość, którą można krótko podsumować: „gdzie ludzie, tam konflikty”. To jest naturalne.
Ale nadnaturalne jest to, że tę rzeczywistość, tak bardzo ludzką, przemienia łaska.
Na co dzień widzę to w mojej pracy. Obok siebie – i jednocześnie razem z sobą – pracują zakonnicy, zakonnice i świeccy.
To są drobne sprawy, ale bardzo mnie umacniające: czyjś miły gest, dobre słowo, uśmiech, troska.
W naszej wielodzietnej rodzinie widzę to także. Ile dobrego przynosi czyjaś dobra wola, zauważenie drugiego, wysłuchanie, podzielenie się czymś.
Czym jest wspólnota, widzę na co dzień.
A to, że trwam przy Bogu, że realizuję moje powołanie, że się nie zniechęcam ani nie ulegam lękowi, zawdzięczam wsparciu i modlitwie wielu ludzi. Niektórych znam z imienia i nazwiska, o innych dowiem się pewnie dopiero „po tamtej stronie”.
Ważne, że są obok mnie. Nie tylko ci, którym lider wspólnoty zlecił modlitwę w ramach kolejki przez niego ustalonej. Również te osoby, które w żaden sposób nie są zobowiązane do wstawiania się za mnie, a otaczają mnie swoją modlitwą.
To jest niewidzialna więź, która nas łączy. Niekoniecznie pęk patyków. Raczej niewidoczne gołym okiem nici, motek wełny, który mnie otula czyimś ciepłym słowem, myślą, modlitwą.
Obok bardzo widocznych znaków braterskiej czy siostrzanej miłości jest jeszcze ten ukryty wymiar, dzięki któremu ten widoczny nie jest jedynie obowiązkiem, filantropią, czy czym tam jeszcze.
Czy łatwo jest żyć we wspólnocie? Nie, ale z Bożą łaską jest to możliwe. Właściwie mniej możliwe byłoby dla mnie życie poza wspólnotą – po prostu bym go nie wybrała. Moją drogą jest wspólnota. W różnych jej wymiarach.