
Fot: Danuta Kamińska
Co ma wspólnego Adwent z Wielkim Postem? To pytanie nasunęło mi się, gdy kładłam się po pełnym wrażeń dniu, a sprowokowało je z pozoru niewiele znaczące wydarzenie. Otóż w wczoraj wieczorem zaskoczyła mnie nasza najmłodsza pociecha, gdy otulona kołderką, zadała mi niecierpiące zwłoki pytanie: „Dlaczego ci ludzie zabili Boga na krzyżu?” Już głaskałam ją do snu, już prawie spała, a tu nagle takie zmartwienie w głosie i otwarte z przejęcia szeroko oczy. Nie wiem, czy w odpowiedni sposób wyjaśniłam niepokojącą ją kwestię, ale rano zarzuciła mi na szyję swoje małe rączki, przytuliła się mocno i uśmiechając się, powiedziała: „Wiem, że Pan Bóg stworzył nas wszystkich i ludzi w innym kraju też”. Potwierdziłam jej intuicję i dopowiedziałam jeszcze kilka słów o Bożej Miłości.
Zastanawiałam się, dlaczego akurat teraz zadała to pytanie, przecież to nie Wielki Post. Jej ciut starszy brat przed Wielkanocą niepokoił się o los Pana Jezusa, musieliśmy go nawet zapewniać, że wszystko się dobrze skończyło, że jednak zmartwychwstał. Ale teraz jest Adwent, nie pojawiają się w naszych rozmowach przy stole i przy zasypianiu tematy pasyjne – raczej roratnie ; )
Nie wiem i pewnie się nie dowiem, co sprowokowało naszą córeczkę do postawienia tego pełnego napięcia pytania, ale ono przywiodło mi na myśl inne, całkiem niedziecinne. Jak to jest, że wiara tych maluchów jest taka prosta i żywa, a nas, dorosłych tematy, które są dla maluchów tak istotne – nie poruszają wcale albo ewentualnie tylko troszeczkę. Patrząc na dzieci, dziękuję Bogu, że to wszystko jest dla nich takie świeże, nowe, z przejęciem poznawane, że stawiają pytania, chcą się dowiedzieć, nie poprzestają na tym, co już wiedzą i znają, czego doświadczyły, co przeżyły i poznały. Gdy patrzę na nas, dorosłych, tendencja jest często odwrotna, można ją ująć jako krótkie: „dajcie mi wszyscy święty spokój”.
Chcę przeżyć ten kolejny tydzień na fioletowo: odkryć, że w mojej codzienności ukryte są niespodzianki Boga, że mogę dać się Jemu zaskoczyć i – przede wszystkim, że mogę Go wyczekiwać. Ze skruszonym sercem, z otwartym umysłem i wielką nadzieją. Fiolet to liturgii kolor pokuty, ale i oczekiwania. Pamiętam, że kiedyś dekoracje adwentowe były tylko fioletowe, teraz to się trochę pozmieniało. Ale szaty liturgiczne nadal są fioletowe i w Wielkim Poście, i w Adwencie. Ten kolor jest wspólny dla obu tych okresów, ale myślę, że nie tylko to je łączy. Dla mnie i jeden, i drugi czas to okazja do zatrzymania i refleksji. To czas odprawiania przeze mnie rekolekcji, ale też większego wsłuchania w to, co wokół, bo nawet przez usta dzieci i niemowląt Bóg może przemówić, skoro posłużył się kiedyś oślicą Balaama. Skoro chciał urodzić się w tak „marnym” miejscu, to każde miejsce może być pełne Jego obecności, nie tylko to całe w złoceniach i antykach. Może być ze mną w kuchni, przy komputerze, przy łóżku córeczki.
Ufam, że i tym razem, w tym „fioletowym czasie”, jest szansa także dla mnie na nawrócenie, na zmianę, na skruszenie tego, co już się „zastało”, stwardniało we mnie, obrosło rdzą. Liczę na to!
***
„Lecz Pan czeka, by wam okazać łaskę,
i dlatego stoi, by się zlitować nad wami,
bo Pan jest sprawiedliwym Bogiem.
Szczęśliwi wszyscy, którzy w Nim ufają!
Albowiem tak mówi Pan Bóg, Święty Izraela:
«W nawróceniu i spokoju jest wasze ocalenie,
w ciszy i ufności leży wasza siła.” (Iz 30, 15a.18)