Statek piracki podpłynął do brzegu, a plażowicze otoczyli go tłumnie. Aktorzy, w imponujących, starodawnych strojach, zapraszali do wejścia na pokład. „Mamo, ten pan ma drewnianą nogę!”, wykrzyknął nagle synek. „Nie, skarbie”, uspokoiłam go. „To tylko przebranie.”
Za niedługi czas usłyszeliśmy sygnał do odwrotu i barwne postaci na statku stały się tylko niewielkimi plamkami na horyzoncie.
Dzieci zawzięcie machały oddalającym się piratom, a ja przypomniałam sobie historię innej drewnianej nogi, o której kiedyś czytałam:
„Zatańcz ze mną, proszę!”, szepnęła śliczna panna młoda. „Nie mogę”, syknął zniecierpliwiony pan młody, „przecież mam drewnianą nogę!” „To może nalejesz mi chociaż trochę wina do kieliszka…”, poprosiła smutno. „Nie mogę…”, odparł znowu, patrząc jak inni wirują w tańcu, a jego twarz zastygła w grymasie niezadowolenia.
Odtąd, o cokolwiek go prosiła, zawsze słyszała tę samą, zamykającą usta, odpowiedź. Nie mogli odwiedzić przyjaciół ani zaprosić gości, bo zawsze przeszkodą i świetną wymówką była jego drewniana noga. „Czego ty ode mnie wymagasz?!”, denerwował się, gdy prosiła, by porozmawiali szczerze. „Zapomniałaś, że ja mam …?!”, nawet po jakimś czasie nie kończył już zdania, działającego od dawna jak zaklęcie.
Ty i ja możemy funkcjonować w życiu jak ten nieszczęśliwy i unieszczęśliwiający innych pan młody. „Wychowywałem się bez ojca”, Miałem trudne dzieciństwo”, „Jestem z rozbitej rodziny”, „U nas zawsze była bieda”, „Moja rodzina decydowała i nadal decyduje za mnie”, „Nigdy nie miałem przyjaciół”, „Gdybym miał w życiu więcej szczęścia”, „Gdybym była taka ładna jak ona, to może by mi się w życiu ułożyło” , „Gdyby nie tamten wypadek…”, „Nie wiem, nie umiem, zapomniałem”.
Jak nazywa się Twoja drewniana noga?
To zazwyczaj są rzeczy bardzo realne, jak drewniana proteza, w którą właściciel pod koniec życia już tylko głucho stukał, gdy ktoś sugerował, by choć na chwilę wyszedł z domu.
Co powstrzymuje Cię od tego, by zacząć coś od nowa, by zerwać krępujące więzy, by podejmować wolne i odpowiedzialne decyzje, by cieszyć się swoim życiem?
„Gdyby mnie bardziej w dzieciństwie kochali rodzice, gdyby w moim życiu nie wydarzyło się to czy tamto, gdyby mój mąż był bardziej czuły/ żona bardziej troskliwa, gdyby moje dzieci były grzeczniejsze, sąsiedzi życzliwsi, a szef wyrozumialszy, gdyby nie moi teściowie, ksiądz proboszcz, siostra przełożona, parafianie, klienci, koledzy w pracy…”
Wiele lat temu przestaliśmy być dziećmi. Dopóki jednak winę za wszystko, co nam nie wyszło, czy nadal nie wychodzi, zrzucamy na innych, dopóki nie bierzemy za nasze życie odpowiedzialności – nie jesteśmy dojrzali (mimo posiadania dowodu osobistego, a może i zdania egzaminu dojrzałości oraz uzyskania kilku literek przed nazwiskiem).
Przecież możemy zmienić bieg naszej historii, zamiast kręcić się w kółko i powtarzać: „Tego już nic nie zmieni!”
Zmieni, pewnie, że zmieni!
Tylko, czy ja tego chcę? Czy nie jest mi wygodniej pokazywać wszystkim moją drewnianą nogę? Przecież każdy ją ma – taką czy inną: dolegliwości fizyczne lub psychiczne, trudności w relacjach, problem z utrzymaniem pracy, nawracające grzechy, błędne decyzje, sprawy, które kiedyś zaważyły na naszym życiu. Ale poza tą drewnianą nogą jest jeszcze ŻYCIE, to co w nas ŻYWE! Ona tego nie przekreśla. Nie ma takiej mocy!
Czy rzeczywiście jednak chcemy żyć? Żyć PEŁNIĄ życia? (por. J 10, 10)
W miniony weekend spędziłam z moimi najbliższymi kilka godzin nad jeziorem. Tym razem nie było żadnego pirackiego statku. Była za to krzepiąca rozmowa ze starszym mężczyzną, który od lat jest dla mnie wzorem, jak z życiem brać się za bary. Nawet krótkie z nim spotkanie dodaje mi sił i motywuje do przeżywania życia tak, jakby było tańcem, nawet jeśli w tym tańcu utykam.