Trzeba być dobrej myśli – mówi pogodnie starszy pan, od którego odbieram właśnie przesyłkę zaadresowaną do mojego męża. Odpowiadam mu uśmiechem i przez ułamek sekundy zatrzymuję wzrok na jego pełnej bruzd i zmarszczek twarzy. Cieszę się z tych słów. Wokół zamieszanie, silne emocje i krzyki, eskalacja społecznego sporu (czy naprawdę nie można rozmawiać ze spokojem, czy od razu trzeba uciekać się do języka nienawiści, do ranienia siebie nawzajem, przekraczania granic przyzwoitości, wytaczania najcięższych dział? Modlę się o rozsądek dla obu stron, o wysłuchanie siebie nawzajem, o to, by nie upolityczniać kwestii cierpienia… O dobre rozwiązanie tego sporu, o wyjście z tej matni!)
Wokół zamęt i coraz to nowe doniesienia medialne: o rekordowej liczbie zarażanych, o nowych posunięciach polityków, protestujących, hierarchów. I coraz to nowe informacje od znajomych: ten ma wynik dodatni testu, ten źle się czuje, ten psychicznie niedomaga. I pośród tego wszystkiego starszy pracownik firmy kurierskiej, pełen ufności i wewnętrznego spokoju. Dzięki Ci, Boże!
***
Widzę, jak ważne jest podtrzymywanie na duchu osób, które źle znoszą izolację i obecny, bardzo niepewny czas. Najtrudniejsza jest samotność i poczucie bezsilności. Ci spośród znajomych, którzy przebywają na kwarantannie, zgodnie mówią, że nie jedzenie i lekarstwa stanowią w tym czasie największy kłopot. Mimo, że zakupy zrobione, sprawy pozałatwiane, to pozostaje pustka w sercu, której nic nie wypełni. Tego nie rozwiążą żadne zakupy, nawet te online.
Gdy niedawno leżałam chora, największą przysługą, jaką oddali mi bliscy, były ich codzienne telefony, ich niezobowiązująca rozmowa ze mną, wymiana zdań, relacja z codziennych zmagań, opowieści o zabawnych sytuacjach i mało istotnych dla losów świata wydarzeniach, a jednak dla mnie tak ważnych, bo dających nadzieję, podnoszących na duchu. Źle się czułam psychicznie. I te rozmowy oraz szczery śmiech pomagały mi zdystansować się od moich trosk, pytań bez odpowiedzi i wewnętrznego bólu. Jestem już zdrowa, samopoczucie się poprawiło, wrócił dobry nastrój i wewnętrzny spokój. Tak, musiałam o niego zawalczyć, ale nie byłam w tym sama. Jak mówi się potocznie: to był klucz do sukcesu – choć staram się nie używać słowa „sukces” – właśnie to, że nie byłam w tym sama, że byli przy mnie bliscy.
Może to jest także klucz do zrozumienia sytuacji, jaka rozgrywa się na naszych oczach? Zobaczyć w drugim człowieka, jego lęki, cierpienia, obawy. Nie tylko to, że na poziomie argumentów się nie dogadamy, bo to oczywiste. Ale jest przecież coś więcej niż przerzucanie się argumentami i wyzwiskami… Ważniejsze jest to, by nie dopuścić do eskalacji, nie dolewać oliwy do ognia. Nie podsycać wściekłości. Wysłuchać. Może jeszcze nie jest za późno?
Być takim kurierem, jak ten, który przyjechał dziś w południe pod nasz dom, pełnym spokoju i pogody ducha, na przekór niespokojnym czasom, w jakich przyszło nam żyć.
To, co mi przekazał ten człowiek podczas naszej krótkiej rozmowy, było ważniejsze niż wielka paczka, jaką dostarczył. Przywiózł dobre słowo. A ono ma moc. Amen!
PS Kilka dni temu spotkała nas miła niespodzianka. Byliśmy na spacerze wokół jeziora. Na leśnej dróżce nagle natknęliśmy się na znajomych. Teraz większość spotkań znów odbywa się online, a tu takie zaskoczenie, taka odmiana! Jestem wdzięczna Bogu za te kilka słów zamienionych w drodze na zachód słońca nad jeziorem. (A zachód był przepiękny… co widać na zamieszczonym obok zdjęciu : )
***
„Pan światłem i zbawieniem moim:
kogóż mam się lękać?
Pan obroną mojego życia:
przed kim mam się trwożyć?
Chociażby stanął naprzeciw mnie obóz,
moje serce bać się nie będzie;
choćby wybuchła przeciw mnie wojna,
nawet wtedy będę pełen ufności.
O Tobie mówi moje serce: «Szukaj Jego oblicza!»
Szukam, o Panie, Twojego oblicza.” (Ps 27, 1.3.8)