-I trochę tej szynki, bo nie wiadomo: może przyjadą, a może nie przyjadą – trochę do siebie, a trochę do sprzedawczyni mruczy starsza pani.
Pakując do wielkiej torby wigilijne pyszności, zastanawiam się, czy przyjechali. Za chwilę zawieziemy ten wonny pakunek moim rodzicom. Usiądziemy z nimi do stołu, połamiemy się opłatkiem…
Ale czy do tamtej starszej kobiety też ktoś bliski zajrzy?
Może teraz stoi w pustym mieszkaniu przy ciemnym oknie i wypatruje samotnie pierwszej gwiazdki, a może uśmiecha się szeroko, witając w progu wnuki, całując w policzek dzieci i ich żony, mężów…
Przywołuję w pamięci tegoroczne życzenia. Dotarły do nas różnymi drogami: tradycyjną pocztą, elektroniczną, przez telefon, SMS, MMS, osobiście złożone – twarzą w twarz. Z życzeń od mojej koleżanki z klasy (z czasów szkoły średniej) zapamiętałam jedno zdanie: „Pomyśl, jaka to radość będzie, gdy nasze dzieci przyjadą kiedyś z wnukami”. Uśmiecham się w duchu. Wydaje mi się to takie odległe…
A jednak, gdy łamię się ze znajomymi opłatkiem w kościele zaraz po pasterce, widzę ich dorosłą córkę – latem wychodzi za mąż. „To tak szybko zleci?”, pytam samą siebie, patrząc na słodziutką trzylatkę, przysypiającą na moich rękach. „I ja będę niedługo na ślubie mojej małej córeczki?” E. mocniej obejmuje mnie swoimi małymi ramionkami. Poprawiam jej błyszczącą cekinami sukienkę i staram się nie myśleć o tym, że czas tak gna.
Później ( nadal w świąteczny czas), czekając na przyjazd kolejnych krewnych, opowiadamy z mężem, jak wyglądały Adwent i Boże Narodzenie, gdy byliśmy mali. Pochodzimy z różnych stron, ale jedno było wspólne (nawet jeśli potrawy wigilijne były zupełnie różne, a były) – śnieg. Opłatek i roraty też, oczywiście, ale śnieg musiał być. Dzieci pytają, kiedy będzie ten śnieg. Jedziemy więc poszukać białego puchu.
Zatrzymujemy się w wynajętym mieszkaniu. Przypominają nam się od razu czasy dzieciństwa. Nawet wyposażenie jest z poprzedniej epoki. „Też mieliście to w domu?”, pytamy siebie z mężem raz po raz. „A co to jest?”, pytają natomiast co chwila nasze pociechy.
Chyba rzeczywiście cofnęliśmy się w czasie, bo śniegu są tu porządne zaspy. Przypominają mi się miłe chwile na mrozie, gdy z bratem pędziliśmy na sankach z górki na pazurki. Albo gdy woziłam go po osiedlu, a on, połykając ze śmiechem wielkie płatki śniegu, z zamkniętymi oczami słuchał wymyślanych przeze mnie naprędce opowieści o Wodzu Latającej Skarpetce.
Patrzę na zaśnieżone drzewa i białe góry.
Nad śnieg wybieleje…
„Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją; choćby czerwone jak purpura, staną się jak wełna.” (Iz 1, 18b)
Zakładam przeciwsłoneczne okulary, tak bardzo razi mnie biel śniegu, podkreślona przez ostre, zimowe słońce.
Tak, Panie, chce stać się bielsza niż śnieg – oczyść moje serce!
Oddaję Tobie moją pamięć, moje wspomnienia, moją przyszłość i marzenia.
I moje dziś.
Zaśnieżone.
Cudowne.
Dziś.
Z Tobą i bliskimi.
Amen.