Fot. Michał Kamiński
Za naszymi plecami zachód słońca, przed nami – podwójna tęcza. Jest tak pięknie, że na chwilę w samochodzie zapanowuje pełna zachwytu cisza.
Wracamy znad morza. Wyskoczyliśmy tam tylko na jeden dzień i tylko z jednym dzieckiem, ale był to bardzo dobry i potrzebny czas.
Na początku naszego małżeństwa mieliśmy w zwyczaju mówić o Boskim Malarzu, gdy oglądaliśmy piękny zachód słońca z okien naszego domu. Potem, gdy za naszym płotem jeden po drugim wyrastały kolejne domy i bloki jak grzyby po deszczu, straciliśmy te okazje do błogosławienia Boskiego Artysty – dziękowaliśmy Mu za skrawek kolorowego nieba, który mogliśmy podziwiać między kolejnymi budynkami, zabierającymi nam, kawałek po kawałku, piękny widok.
Nasz dobry znajomy z południa Polski, który nas przedwczoraj odwiedził, stwierdził już w progu, że to jest miasto, a nie wieś. Aglomeracja, a nie zacisze. Wszystko się zgadza. Tym bardziej ucieszył nas wczoraj niespodziewany widok podczas powrotu z naszej krótkiej wycieczki.
A jeszcze bardziej modlitwa i błogosławieństwo naszego znajomego z południa kraju. Policzyliśmy, ile lat już się znamy (aż trudno uwierzyć, że to aż tyle!) , porozmawialiśmy o tym, co niego, co u nas. Pośmialiśmy się, pożartowaliśmy, podzieliliśmy też tym, co jest trudem i wyzwaniem. I na koniec otrzymaliśmy od niego prezent w postaci modlitwy nad nami i kapłańskiego błogosławieństwa. Jadąc nad morze, rozmawialiśmy chwilę o tym pełnym pokoju spotkaniu.
Bóg mieszka z nami. Cieszy się naszą obecnością. Jakie to pokrzepiające!
Odprawiam właśnie rekolekcje o Bogu Ojcu i te treści są mi bardzo bliskie – doświadczenie ich, przyniesione przez naszego gościa, rozważanie tych treści podczas rekolekcji i niespodziewany spektakl na niebie podczas wczorajszego powrotu – to wszystko skłania mnie do wdzięczności dla Boskiego Malarza, Boskiego Artysty.
Nie widzę ze wszystkimi szczegółami oraz w pełnej perspektywie obrazu, jakim jest moje życie, ponieważ jestem wewnątrz, bardzo blisko płótna i pędzla, nie mogę więc wzrokiem objąć całości dzieła. Tylko On widzi je całe, tworzy je krok po kroku, cierpliwie. Nie wiem, dlaczego używa raz takiej, raz innej barwy oraz kiedy skończy malować swoje dzieło. Po prostu Mu ufam i dziękuję za każde pociągnięcie pędzla. Współpracuję z nim jak potrafię. I z rzadka, jakby w przebłysku, widzę fragment malowidła. Dech zapiera.