Wczesny ranek. Na zewnątrz szron i delikatna mgła, na oknach koronkowa robota mrozu – kwiaty, gwiazdy i inne ornamenty. Zdążam je zobaczyć, zanim roztopi je słońce. Wracam myślami do czasów dzieciństwa, które spędziłam u podnóża gór. Zimy były z siarczystym mrozem, opady śniegu konkretne. Pamiętam, że jednego roku zamknięto nawet szkoły z powodu bardzo niskich temperatur i ogromnej ilości białego puchu. Nie było wtedy zdalnego nauczania – mieliśmy po prostu wolne. Nie pamiętam już jak długo to trwało, ale dla mnie, dziecka wtedy, był to bardzo radosny czas. Do ciemnego zjeżdżaliśmy z górki przed domem, wracaliśmy przemoczeni od ciągłego wskakiwania w zaspy. Na kaloryferach suszyły się potem kombinezony, kurtki, rękawice, buty i czapki. Ciężkie sanki wciągaliśmy na trzecie piętro bez większego narzekania. Umawialiśmy się z dziećmi z naszego bloku na kolejny dzień na bitwę na śnieżki.
Gdy widzę we wspomnieniach niebieskawą poświatę i skrzące się kryształki lodu, odczuwam od razu też atmosferę beztroski, jaka nam wtedy towarzyszyła.
Na parterze mieszkała wielodzietna rodzina – nasza baza i ostoja. Gdy któreś z nas zapomniało klucza, wiedzieliśmy, że tam możemy iść jak w dym: zawsze ktoś nas przyjmie, nakarmi, ogrzeje, powie dobre słowo, posadzi przy dużym stole i zadba, by wszystko było dobrze. Przypominam sobie chwile tam spędzone i widok z ich okna. Gorące mleko i świeże bułeczki. I niezwykłe ciepło w spojrzeniu, jakim nas obdarzało to małżeństwo, poczucie bezpieczeństwa i spokoju, jakie nam dawali. Zabawy z ich dziećmi, śmiech i zrobione z niczego zabawki: te ze sznurka, kapsla, kawałka szkła, plasteliny, gruzu, drutu… Teraz takich nie ma : )
I piękne malunki na szybach. Większe, niż te dziś przeze mnie uchwycone.
Cieszę się, że mam do czego wracać we wspomnieniach. I cieszę się, że moje dziś, to też materiał na miłe wspomnienia. Już nie jest tak beztrosko i bezpiecznie. Ale mróz nadal maluje…
***
„Na ziemię zsyła swoje orędzie,
mknie chyżo Jego słowo.
On daje śnieg niby wełnę,
a szron jak popiół rozsiewa.
Ciska swój grad jak okruchy chleba;
od Jego mrozu ścinają się wody.” (Ps 117, 15-17)