
Fot. Danuta Kamińska
Każdy zawód i każde miejsce pracy ma swoją specyfikę: jakieś własne zasady, zwyczaje, słownictwo, takie, a nie inne, ustalenia co do wykonywania danego zadania czy projektu, wzajemne zależności.
Wejście w nowe miejsce pracy wymaga więc nie tylko poznania tej specyfiki, ale też odkrycia, jak przebiega w danym miejscu współpraca (że ona jest – nie ma wątpliwości; pytanie tylko, jakiej jest ona jakości i na jakich zasadach się odbywa).
Zawodowe doświadczenia podpowiadają nam, że aby wszystko (albo prawie wszystko) dobrze funkcjonowało, konieczny jest prawidłowy przepływ informacji. Tu możemy podstawić sytuacje z naszej pracy, ilustrujące konsekwencje błędnych informacji lub błędów w komunikacji: realizacja zamówienia niezgodna z intencją zamawiającego, nieporozumienia wypływające z braku pełnego obrazu sytuacji, towar wędrujący w zupełnie nieadekwatnym kierunku, zderzające się przedmioty lub idee, błędnie podjęte decyzje…
Pozazawodowe natomiast doświadczenie pewnie jeszcze mocniej przemawia do naszej wyobraźni, przede wszystkim sytuacjami, które znamy z autopsji albo z relacji naocznych świadków.
Współpraca się opłaca, jak przeczytałam w jednej z książeczek na dobranoc, gdy dzieci były całkiem małe.
Jednak współcześnie raczej inny model jest promowany: indywidualizm i samowystarczalność. Być może ci, którzy przyjdą po nas, tak właśnie określą naszą epokę (nadając jej pewnie przy okazji jakąś nazwę), że cechowała ją duża doza „osobności”.
Dlaczego współpraca może niektórym z nas „uwierać”? Bo gdy jesteśmy razem, działa nie tylko zjawisko synergii, ale i próżniactwa społecznego – czyli nie tylko łączymy nasze siły, co daje świetne efekty, ale też zauważamy, że ktoś nie przykłada się tak, jakby mógł, i że tracą na tym inni.
Nie tylko sprawniej i lepiej wykonujemy zadania, kiedy współpracujemy, ale też nasze błędy i złe nawyki są bardziej widoczne dla innych, niż gdybyśmy się z nikim nie komunikowali – czyli widać jak na dłoni, jacy jesteśmy i jakie są nasze kompetencje (także te społeczne).
Czy warto współpracować, skoro – jak świat długi i szeroki – gdzie są ludzie, tam też są problemy? W pracy zazwyczaj nie do końca mamy wpływ na to, jaki model wybierze nasz przełożony – szef czy dyrektor – i jakie zwyczaje zastajemy, wykonujac tę czy inną profesję. Jednak w życiu prywatnym to od nas przede wszystkim zależy, czy jesteśmy nastawieni na dialog, współpracę, wymianę doświadczeń, a przede wszystkim: na INNE.
Podobno na spotkaniach dekanalnych pokutują dwa zdania, wypowiadane w odpowiedzi na śmiałe pomysły ożywienia duszpasterstwa parafialnego: „Nie zmieniajmy nic, tego nigdy nie było” i „Nie zmieniajmy nic, tak było od zawsze”.
Na spotkaniach dekanalnych nie bywam, ale wiem, że to, co nowe lub nieznane, budzi w wielu nieufność i sprzeciw. Tak jakby chcieli powiedzieć: „Najlepiej niech każdy robi swoje”. (Śpiewał o tym kiedyś, w nieco innym kontekście, Wojciech Młynarski: „Róbmy swoje”).
Ale przychodzi taki moment, gdy potrzebujemy POPROSIĆ, by ktoś powiedział, co robimy źle lub co możemy zrobić lepiej.
Przychodzi moment, by nauczyć się czegoś od INNYCH.
Współpraca nie zakłada, że jesteśmy tylko z ludźmi, którzy są do nas podobni: myślą jak my, wyznają te same wartości, co my, działają jak my. Oczywiście, w takim „ujednoliconym” gronie jest nam przyjemnie, ale nie znaczy, że najlepiej.
Obserwując naszą dużą rodzinę, widzę jak cenne jest zderzenie z tym, że ktoś myśli inaczej, ma inne usposobienie czy metody pracy. Oczywiście, wiąże się to z wyzwaniami, z pewnym rodzajem napięcia, ale jest ono twórcze.
Może warto w najbliższym czasie spojrzeć na to, ile w nas jest otwartości, a ile rutyny i przekonania, że to, co znamy jest najlepsze, a dana racja czy metoda jedyna, bo najbardziej „mojsza” ;)
Życie jest o wiele bogatsze i piękniejsze, gdy dzielimy je z innymi!
„Któż bowiem jest większy? Czy ten, który u stołu zasiada, czy ten, który usługuje? Czy nie ten, który u stołu zasiada? Lecz Ja jestem wśród was jako ten, który usługuje”.
Łk 22,27