Stare i nowe. Coś się kończy i coś zaczyna. To nie tylko jeden rok odchodzi do przeszłości, a drugi właśnie się rozpoczyna. Tak naprawdę wciąż coś żegnamy i wciąż wychodzimy na spotkanie czemuś, czego nie znamy.
Niedawno przeczytałam zabawną opowieść o zmianach, zawierającą alegorię o serze, którego zabrakło i którego trzeba było szukać na nowo, co skwapliwe zrobiły dwie myszy. Pozostali bohaterowie historii jednak, biadoląc i irytując się, nie chcieli przyjąć do wiadomości konieczności ruszenia się z miejsca. Przez chwilę zastanawiałam się, do której z tych postaci jest mi bliżej…
Od pewnego czasu czuję przynaglenie, by bardziej ufać, bardziej pamiętać o tym, że nie wszystko jestem w stanie zrobić, choćbym się nie wiem jak starała. I że nie zawsze też dzieje się to, co tak skwapliwie przygotowuję i planuję. To Bóg jest Królem wieków, to On ma w swoim ręku czas i całe moje życie.
Wychodzę z łodzi, by chodzić po wodzie, jak to określił jakiś czas temu nasz znajomy. Rzeczy, które jeszcze tak niedawno wydawały się poza moim zasięgiem, nagle stają się możliwe do wykonania. Coś, co było dla mnie niemożliwe, teraz jest moją codziennością. To, co mnie przejmowało lękiem, teraz jest źródłem pokoju i wdzięczności.
Nie wiem, co jest za zakrętem, ani co przyniesie kolejny rok. Ale jednego jestem pewna: bardzo chcę, by był z nami Boży Syn. Tak jak u Świętej Rodziny – nie zawsze było pocztówkowo pięknie, ale zawsze był Boży Syn. I w Betlejem, i w Egipcie, i w Nazarecie. Za bardzo mi czasem zależy na tym pocztówkowym pięknie. Nie musi być pięknie. Byleby był z nami Boży Syn.
Ten kolejny rok chcę przeżyć z tą myślą i z wielką nadzieją.
Patrzę na zaróżowione niebo. Zachodzi słońce. Rano znów się zaróżowi, gdy słońce będzie wstawało. Chłonę spokój, jakim emanuje ten cudny widok. Wdycham głęboko powietrze. Lekki mróz delikatnie szczypie. Jest tak cicho i bezpiecznie. Chciałabym zatrzymać tę chwilę.
Wiem jednak, że niczego nie mogę zbyt mocno trzymać w dłoniach, bo uchodzi wtedy z tego życie. Również mojego „teraz”. Nauczył mnie tego tato, gdy byłam małą dziewczynką. Opowiedział mi wtedy, że jego ojczym miał młyn i wyjmował z niego małe ptaki, zaplatane w skrzydła wiatraka.
Ojczym dawał mu czasem do potrzymania w dłoniach małe wróbelki. Mój tato, jako kilkuletni chłopiec, pewnego razu zamiast wypuścić ptaszka, przytrzymał go zbyt długo w dłoniach, tak bardzo mu się spodobało to pierzaste stworzonko. Jakie było zdziwienie i jak wielki smutek, gdy odkrył, że wróbel w jego małych, dziecięcych dłoniach już się nie porusza…
Ani osób, ani rzeczy nie można trzymać zbyt kurczowo w dłoniach.
Moja mama natomiast opowiedziała mi kiedyś, też gdy byłam mała, o pewnej małpce, która, choć bardzo kochała swoje dziecko, tak mocno je przytulała i nie chciała wypuścić z objęć, że efekt był niestety opłakany. „Małpia miłość”, skomentowała mama, „trzeba wypuścić dziecko, by go nie zadusić.”
Dzisiaj chyba nie opowiada się takich historii dzieciom…
Nie zmienia to jednak faktu, że wszystko, co zbyt mocno ściskamy w dłoniach czy objęciach – umiera.
Niech to, co przechodzi przez nasze dłonie, będzie pobłogosławione, naznaczone czułością, spokojem, ciepłem i dobrem.
Niech nie zostanie przez nas zawłaszczone.
Ani rzeczy, ani ludzie nie należą do nas. Może to dziwne, ale tak właśnie jest. Zwłaszcza ludzie nie są naszą własnością.
Nawet nasze życie tak do końca nie jest tylko nasze:
„Nikt zaś z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc i w śmierci należymy do Pana.” (Rz 14, 7-8)
Łagodnie wypuszczać z dłoni, zamiast je zaciskać. Odpuszczać, zamiast zaciskać zęby.
Nadmiernie nie przywiązywać się do tego, co jest, by przez to „zasiedzenie” nie przeoczyć tego, co się właśnie staje, co się zmienia…
„Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu: On sam będzie działał” (Ps 37,5)
Piękne życzenia noworoczne usłyszałam dziś pod koniec Mszy świętej: byśmy ochoczo szli za natchnieniami Bożymi i z pokorą przyjmowali, że nie wszystko od nas zależy.
Tego z serca życzę Tobie i sobie : )
Wszystkiego dobrego!
Zmierzch i świt
01 środa sty 2020
Posted Codzienność, Ewangelizacja
in