
fot: Michał Kamiński
Wracałam w zimny, deszczowy dzień, pogrążona w myślach. Wycieraczki miarowo sunęły po przedniej szybie samochodu. Nagle zauważyłam w otaczającej mnie szarości coś pięknego: to była tęcza – barwny łuk rozpięty na niebie, dokładnie nad naszym domem. (No, dobrze, zahaczał też o dom sąsiadów ; )
Córeczka do razu zapytała mnie, czy jest tam też różowy kolor, na co jej starszy brat skwapliwie odpowiedział twierdząco. Uśmiechnęłam się do siebie i natychmiast przywołałam w pamięci ten cudowny moment, gdy staliśmy przed zabytkowym kościołem w dzień naszego ślubu i przyjmowaliśmy życzenia. Nasza znajoma, nie bacząc na konwenanse, podbiegła nagle do nas z końca weselnej kolejki i zaczęła głośno wołać: „Tęcza, tęcza! Widzieliście? To dla was, to dla was!” Rzeczywiście, dokładnie nad nami rozbłysła na niebie wielobarwna wstęga!
Tego dnia było wszystko: piękne słońce i rzęsisty deszcz. Śmiech i łzy. Jak w życiu.
Ale była też tęcza, którą odczytaliśmy jako potwierdzenie Bożej obietnicy:
„Oto Ja jestem z wami po wszystkie dni.” (Mt 28, 20)
Dzisiaj, kilkanaście lat później, mogę powiedzieć to samo: jest wszystko. I trudności, i błogosławieństwo. I radość, i gorycz, i nadzieja. Jest tęcza. Jest Boża obietnica, której się niezmiennie trzymamy.
Tego dnia, gdy wracałam do domu przygnębiona wieściami o zdrowiu moich rodziców, rozbłysła znowu.
Wiem, że wtedy, gdy moje siły się kończą, Ktoś nie ustaje. Gdy ja już nie mam pomysłu, Ktoś ma już doskonały plan.
Ufam.
W tak piękny dzień jak dziś, gdy lato się zaplątało w październikowe słoty, i w dni, gdy nic prócz ciemności i błota nie udaje się dostrzec – ufam!
Przecież i pośród ciemniejszych barw może nagle pojawić się ta wstęga – znak przymierza, by przypomnieć, że „Bóg wierności dochowuje na wieki” (Ps 146,6).
Przymierze NA ZAWSZE.
„Jeśli my odmawiamy wierności, Bóg wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć samego siebie” (2 Tm 2,13).
Jest wierny.
ZAWSZE!