Szum fal był dla niego zbyt głośny, przestraszył się – opowiada mi tato maleńkiego J. – Gdy dobrano w końcu odpowiedni implant, zaczął prawidłowo słyszeć, ale zostało mu to, że jest taki hałaśliwy.
Mężczyzna śmieje się, patrząc na synka, który podaje mi właśnie rękę na powitanie. Mały J. biegnie teraz do innych, by się przywitać.
– Nie doceniamy tego, że słyszymy – rzuca zamyślony jego ojciec. – Nie doceniamy zwykłych rzeczy…
Chcę coś odpowiedzieć, ale milknę, zamykam usta. Te zwykłe rzeczy dzieją się przecież cały czas. Te zwykłe cuda.
Wśród trosk, zmagań, wyzwań, błyskają czasem znienacka perły.
W każdym dziecku są.
I w tym przysparzającym najwięcej kłopotów, i w tym z wątłym zdrowiem, nagle coś rozbłyska. Byleby tego nie przegapić, byle nie zlekceważyć.
Moja znajoma lubi mawiać, że dzieci zawsze zaskakują – raz pozytywnie, raz negatywnie, ale ponieważ są dziećmi – zaskakują.
Zgadzam się z tym.
Myślę dziś szczególnie o jednym takim dziecku. Modlę się, by jego natchnione wizje („mały teolog”) i zamiłowanie do ekstremalnych przeżyć (wdrapywanie się na niebezpiecznie duże wysokości) spotkały się kiedyś ze sobą. By te skrajności (jedno jak balsam na serce, drugie – mrożące krew w żyłach) scaliły się kiedyś.
Doświadczać dzień po dniu tej mieszanki wybuchowej i zachować spokój, to chyba już mały cud, prawda? Lub zwykły cud, jak śpiewał kiedyś Mietek Szcześniak.
Uczę się dzień po dniu, jak oddzielać to, co mogę w kolejnej trudnej czy zaskakującej sytuacji zdziałać od tego, co nie jest możliwe dla mnie do wykonania. „Sprawy niemożliwe załatwiamy od ręki, na cuda trzeba nieco poczekać”, jak głosił żartobliwy napis w jednym z lokali usługowych dawno, dawno temu. Ani niemożliwych, ani cudów nie mam w swoim CV, za to doskonale wiem, Kto je ma.
Jeszcze zanim otworzę oczy, jeszcze zanim niebo się rozjaśni cudnymi zorzami, już o tym sobie przypominam. Dlatego serce jednak mi nie wyskakuje. Siedzi na miejscu i ciężko, ale za to bardzo spokojnie, pracuje. Póki pamiętam, że jest Ktoś nade mną, Kto czuwa ,wie i potrafi więcej, dopóty żyję. I widzę perły w moim życiu, a nie tylko błoto.
Ktoś kiedyś oddał wszystko, co miał, nawet ubranie, nawet własne życie, własną krew. I odnalazł mnie. Odtąd wszędzie widzę perły. Czasem przez łzy, czasem oczami wiary, a czasem jak na dłoni.
***
„Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca, poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł jedną drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją.” (Mt 13, 45-46)