Tagi

, , ,

Fot: Danuta Kamińska

Trudno je chwycić w płuca w tych grzejących twarz maseczkach, biorę więc głęboki oddech: powietrze! Mam ochotę zmagazynować go choć trochę w moich płucach, zanim założę z powrotem bawełnianą ochronę na nos i usta. Trudno swobodnie śpiewać mając ją na twarzy. Ale nie wiem nawet, czy będzie ku temu okazja, bo to przecież świecki pogrzeb, a różnie na nich bywa. Doczytałam, że tam, gdzie jadę, jest zwyczaj, by świecka ceremonia odbywała  w bramie cmentarza. Nie tylko ze względów epidemiologicznych, bo na długo przed pandemią ten zwyczaj już tam obowiązywał. Co kraj to obyczaj, myślę sobie, choć to nie inny kraj przecież. Przygotowuję się psychicznie na to spotkanie przy skremowanych zwłokach zmarłego, przy jego urnie. Jutro wyruszam w podróż.

Być może będę tam jedyną osobą, która widzi rzeczywistość w odmienny, niż się to teraz powszechnie przyjmuje, sposób. Ramka wokół rejestracji na moim samochodzie ma na sobie napis: BÓG JEST DOBRY. Numery rejestracji też mam inne niż te, które będą wokół.  Nie stresuje mnie to, ale muszę pamiętać, by ODDYCHAĆ.  By nie zapomnieć, że WSZĘDZIE mogę oddychać… atmosferą Boga. W Nim poruszamy się i jesteśmy (por. Dz 17, 28). Jak powietrza Go potrzebujemy. A na pewno ja. Dużych haustów powietrza!

Widzę świat jako zanurzony w Bożej obecności, jak dziecko w łonie matki, otulony nią. Myślę, że dzięki Jego obecności w ogóle ten świat istnieje. Pan podtrzymuje całe moje życie(por. Ps 54,6). Tak to widzę. Nie jako próbujący się przebić przez wrogą atmosferę jakiś nieznaczący wiele element, ale jako rzeczywistość, w jakiej istniejmy, w jakiej jesteśmy zanurzeni. Jako… oczywistość. Jak powietrze, jak tlen, o którym na co dzień pewnie nie za wiele myślimy (chyba, że żyjemy w miejscu, gdzie go dramatycznie brakuje, gdzie smog dusi i wpływa na zdrowie i normalne funkcjonowanie). Ja dramatycznie potrzebuję powietrza, mimo że jego jakość jest w naszej wsi całkiem niezła. Po prostu nie mogę bez niego żyć. „Powietrzem moim jest…” śpiewaliśmy na naszym ślubie kilkanaście lat temu. Tak, nie mogę bez Niego żyć. Jest jak powietrze.

Jutro rano ruszam w daleką drogę. Liczę na to, że w czasie samotnej podróży samochodem uda mi się pośpiewać trochę i napełnić płuca cennym tlenem. Wiem jednak, że również tam, kilkaset kilometrów stąd, Jego obecność jest taka sama –nawet na świeckim pogrzebie. Przecież  to w Nim poruszamy się i jesteśmy(por. Dz 17, 28), to Nim oddychamy…