Wczoraj na spotkaniu modlitewnym online naszej wspólnoty śpiewaliśmy pieśń, która mnie bardzo poruszyła wewnętrznie. Mam na myśli dokładnie jej krótki fragment o usychających winnicach.
„Tam, gdzie usychają piękne winnice”. Pomyślałam o Kościele. Nie tylko o naszej wspólnocie, która również uszczupliła się nieco w ostatnim czasie, choć trwa nadal, i która również – jak pewnie wszystkie inne wspólnoty – odczuwa skutki pandemii, niepokojów społecznych, niepewności. Jednak nie pozostałam tylko przy niej – myślami pobiegłam do dużo, dużo większej wspólnoty, mocno obolałej: do naszego wspólnego Kościoła, do winnicy Pana. Ona w pewnych obszarach usycha. Są miejsca, w których nie ma już życia, gdzie są pęknięcia, gdzie jest cierpienie i rozdarcie…
Pewnie, są też ukryte źródła, które Pan może otworzyć, jak w tej przywołanej wczoraj pieśni. Mocno w to wierzę. Są jednak też obszary, które napełniają mnie bólem i smutkiem.
Nie zgadzam się z tymi, którzy wzruszając ramionami, mówią: gdzie indziej jest gorzej. Mnie interesuje to, jak jest tu – marna pociecha, że poza Kościołem jest gorzej. Poza tym – w jakim sensie gorzej? Statystycznym? Że jest w środowiskach innych niż kościelne więcej przypadków molestowania nieletnich, czy że jest więcej przypadków ukrywania tych patologicznych zachowań? A może w przeliczeniu na jednego mieszkańca? Jaki to ma sens? Nie interesują mnie liczby – interesuję mnie człowiek.
Podobno Bóg umie liczyć tylko do jednego. Gdy patrzy na tłum, widzi jednego Adama, jedną Ewę, jedną Marię, jednego Jana – każdego osobno. To tylko pewien obraz – przenośnia, którą słyszałam podczas jakiegoś kazania. Bardzo mi się to jednak spodobało. Tylko Bóg to potrafi: patrzeć na miliardy ludzi na ziemi i widzieć wciąż pojedynczego człowieka. Nie szarą, bezkształtną masę , kłębiącą się na kuli ziemskiej.
Nie.
Widzi mnie, widzi ciebie. Widzi nasze wnętrze.
Widzi kwitnące w nas przestrzenie i te, które zamieniły się w pustynie albo gołoborza.
***
U nas dziś termometry w cieniu pokazują plus siedemnaście stopni. Niedawno było minus naście! Duży przeskok.
Mimo całego błota w Kościele, łez, hipokryzji – wierzę w wiosnę Kościoła.
Wierzę, że skoro w przyrodzie możliwe są tak zaskakujące zmiany, jak choćby te dokonujące się na naszych oczach właśnie (przejście zimy w wiosnę), to tym bardziej może to mieć miejsce w ludzkim sercu: to, co zamrożone, ściśnięte, może odtajać i zakwitnąć.
Pustynia może się zazielenić.
***
Znów jest więcej zachorowań, znów mają wrócić bardziej restrykcyjne obostrzenia.
Nie napełnia mnie to lękiem.
Już rok prawie to wszystko trwa. I nie wiadomo jak jeszcze długo.
Mimo wszystko jestem spokojna.
Wiem, że jedno jest niezmienne: jestem źrenicą Jego oka (por. Za 2, 12).
Ty też : )
***
„Wtedy pustynia stanie się sadem,
a sad za las uważany będzie.
Na pustyni osiądzie prawo,
a sprawiedliwość zamieszka w sadzie.
Dziełem sprawiedliwości będzie pokój,
a owocem prawa – wieczyste bezpieczeństwo.
Lud mój mieszkać będzie w stolicy pokoju,
w mieszkaniach bezpiecznych,
w zacisznych miejscach wypoczynku,
choćby las został powalony,
a miasto było bardzo poniżone.
Szczęśliwi! Wy siać będziecie nad każdą wodą,
puszczając wolno woły i osły.”(Iz 32, 15b-20)
Agata napisał
Jest też inna, równie piękna pieśń: „Już teraz we mnie kwitną Twe ogrody” :) Kiedy robi się cieplej, zawsze nucę ją pod nosem :) Może jest tak, że niektóre rzeczy muszą obumrzeć, żeby wydały na nowo owoce…? Pozdrawiam i błogosławionego dnia :)