Tagi

, , , , , ,

Fot. Danuta Kamińska
Praca własna: Elżbieta Kamińska

Taki piękny obrazek namalowała dla nas nasza mała córeczka. Patrząc na niego, przypomniałam sobie zabawną sytuację z czasów narzeczeństwa. Otóż szliśmy naszym zwyczajem, trzymając się za ręce (teraz chodzimy pod rękę, a nie za rękę, ale nadal dużo spacerujemy), gdy nagle usłyszeliśmy nad sobą życzliwy śmiech i wołanie: „Gołąbeczki!”. To dekarz pracujący na jednym z dachów mijanych przez nas domów postanowił zrobić nam żarcik.

Na początku trochę się speszyłam tym jego wołaniem, ale mój narzeczony (dziś – od wielu już lat – mąż) uspokoił mnie, że przecież nie robimy niczego złego. Po chwili przyznałam mu rację, choć nadal trochę piekły mnie policzki: miałam nadzieję, że skradziony mi buziak nie miał zbyt wielu świadków.

Uśmiecham się na to wspomnienie. Teraz to osiedle jest już gęsto zabudowane, dom przy domu, a nieco dalej – blok przy bloku. Żaden dekarz do nas nie woła, choć jednego w tygodniu musieliśmy wezwać do naprawy naszego dachu.

Tylko gołąbeczki zostały. Nie tylko wśród różowych obłoczków, również wśród gradowych chmur i piorunów. Bo „miłość nie pamięta złego, wszystko znosi, wszystko przetrzyma, we wszystkim pokłada nadzieję”. Amen!