Tagi
#codziennosc, #DanutaKaminska, #dobreslowo, #ewangelizacja, #hospicjum, #małżeństwo, #miłość, #śmierć, #wiara, #zdrowiepsychiczne, #życiewieczne

Fot. Danuta Kamińska
Niedawno byłam z mężem na koncercie charytatywnym zorganizowanym w celu pozyskania funduszy na rzecz hospicjum. Podobnie jak rok temu, ujęło mnie zaangażowanie wolontariuszy. Ich bezinteresowna pomoc jest tym, co przywraca nadzieję.
Znakiem tego akurat hospicjum jest motyl. Jego symbolika odsyła mnie do głębszych znaczeń. Przede wszystkim do prawdy o tym, że nasze życie się zmienia. Kiedyś przejdziemy granicę śmierci i „pofruniemy” na spotkanie Pana. Taki jest nasz cel, tego przecież jako wierzący pragniemy.
Życie poczwarki nie może równać się życiu motyla, a przecież jest to cały czas ten sam owad, a etapy jego rozwoju muszą być realizowane w odpowiedniej kolejności. Podobnie jest z naszym życiem. Zmagamy się z różnymi przeciwnościami, borykamy z problemami, ale to wszystko jest potrzebne po to, byśmy wyćwiczyli mięśnie wiary i coraz bardziej polegali na Bogu, a coraz mniej koncentrowali się jedynie na sobie.
Patrząc na motyle przygotowane z okazji koncertu, myślę o tym, że odchodząc stąd, przechodzimy do rzeczywiści, której teraz, na etapie ograniczonym przez kokon, nie jesteśmy sobie w stanie nawet wyobrazić.
Oczywiście nie mam na myśli możliwości latania, ale coś o wiele głębszego. Używam pewnego skrótu myślowego, metaforycznie rozumiem przemianę poczwarki w motyla, ale nie byłabym sobą, gdybym nie wyobraziła sobie monologu wewnętrznego odbywającego się w kokonie. Motyl pewnie nie funkcjonuje na takim poziomie, ale my, w naszym ziemskim życiu, bardzo często tak.
Otóż wyobraziłam sobie, że poczwarka stwierdza w pewnym momencie, że nie ma zamiaru czekać do końca tego procesu przepoczwarzenia się, że już jej się to nuży, a ograniczenia związane z przebywaniem w kokonie stają się dla niej nie do zniesienia.
My jednak wiemy, że trzeba to wszystko przejść. A mimo to czasami niecierpliwimy się, zapominając o tym, co jest dalej.
Nie widzimy jeszcze tego, kim będziemy, kiedy się Pan drugi raz objawi. Święty Jan wspomina jednak, że będziemy do Niego (do Boga) podobni. Nie widzimy też pełni kolorów (choć świat stworzony jest przecież przecudny), nie dostrzegamy w pełni duchowej rzeczywistości, która wtedy nie będzie już przed nami zakryta.
Moja mała córcia pyta mnie od pewnego czasu o niebo, akurat wtedy, gdy zbliża się jej czas na zasypianie. Cieszę się, że mam okazję z nią o tym porozmawiać.
Powoli, łagodnie przygotowuję ją też na odejście (a dokładniej: śmierć) bliskich. Na to, że życie nie kończy się, ale się zmienia. Tak jak narodziny są przejściem z życia płodowego do życia poza organizmem mamy, tak narodziny dla nieba też są przejściem – czasem równie, a może nawet bardziej, bolesnym, co poród – przejściem do innej rzeczywistości.
Temu wszystkiemu towarzyszy nadzieja. Śmierć jest tylko częścią życia, nie jego końcem. Owszem, jest końcem jakiegoś etapu, ale nie końcem całego życia.
„A nadzieja zawieść nie może”.