Tagi

, , , , , , , ,

Fot. Danuta Kamińska

Kończy się właśnie tydzień, który w Kościele poświęcony jest szczególnie Bożemu słowu. Tydzień biblijny.

Jak mnie prowadziło Słowo w tym czasie? „Jak ręka, która trzyma mnie nad brzegiem nocy, brzegiem dni”, odpowiem, cytując utwór śpiewany często w naszej wspólnocie.

Akurat w tym tygodniu miały miejsce wydarzenia, które, gdybym nie uchwyciła się Bożego słowa, zburzyłyby mój wewnętrzny spokój.
Wymieniłyśmy się z moją dobrą znajomą spostrzeżeniem, że te wszystkie trudne sytuacje, spadające jak grom z jasnego nieba, są dla nas nieustannym testem zaufania do Boga i Jego słowa.

Ludzkie słowa bywają zawodne, potrafią wprowadzić zamęt, głęboko zranić, stać się źródłem cierpienia, zwłaszcza gdy są niedotrzymywane jako złożona obietnica. Czuję to mocno w tym tygodniu.

Mam jednak przed sobą, w Biblii, „potężniejszą, prorocką mowę”. Ufam Jezusowi-Słowu.

I na koniec perełka: prezent, jaki otrzymałam w tym czasie – przekonanie, że Bóg jest w stanie przemówić przez wszystko i przez wszystkich. Niby to wiedziałam, skoro czytałam o tym, jak przemówił przez starotestamentalną oślą szczękę, ale wiedzieć a doświadczyć to nie to samo.
Do mnie przemówił w tym tygodniu przez krążących po naszym osiedlu… świadków Jehowy.

Były to dwie kobiety. Stały przy furtce. Wyszłam do nich z uśmiechem. Przeczytały mi fragment z Apokalipsy o tym, że Bóg otrze z naszych oczu wszelką łzę. Podziękowałam im z serca. Powiedziałam, że czytam często tę obietnicę, czytam Pismo Święte. Pierwsza wyraziła zdziwienie, zaznaczając, że to rzadkość.

Druga, patrząc mi głęboko w oczy, powiedziała: „Ono daje nadzieję, prawda?”.
„Tak – odpowiedziałam powoli, mocno poruszona. – I siłę”.