Tagi

, , , , , , , , , , , ,

Fot. Michał Kamiński

Przed naszym domem, między płytkami pozbruku,  wyrosły kwiaty. Nie sialiśmy ich. To filetowe bratki. Wysłałam ich zdjęcie mojej przyjaciółce – była pod wrażeniem zwycięstwa przyrody nad betonem. Pomyślałam, że to symboliczny obraz tego, że dobro, piękno i to, co szlachetne i jednocześnie delikatne, jest silniejsze niż przemoc, barbarzyństwo, agresja i brak jakichkolwiek hamulców. Choć na pierwszy rzut oka ta druga siła jest w przewadze, często przeraża i trzyma wielu z nas w ucisku, to jednak wrażliwość i dobro są pierwsze, bo pochodzą wprost od Boga.

Pierwszy raz przyszło mi to na myśl (choć nie umiałam tego ubrać w słowa), gdy jako dziecko zauważyłam kępkę trawy wyrastającą wprost z asfaltu, którym wyłożona była osiedlowa dróżka. Pamiętam, że przysiadłam na krawężniku i nie mogłam oderwać od niej wzroku. To było według mnie niemożliwe. Smolista substancja, która przylepiała się do moich pięknych (jak na tamte czasy i oczywiście w moich oczach ;) sandałków i wydzielająca drażniącą woń, gdy tylko zaczynało się lato, wydawała mi się nie do pokonania. Nawet kapsle, wlepiane w jej nieprzyjazne cielsko, nie zmieniały postaci rzeczy: była wielka i nie do pokonania. A jednak! Przebiła się przez nią trawa, która wtedy wydawała mi się czymś bardzo słabym i przemijającym (tak o niej też mówi słowo Boże, choć pewnie inne zdanie mają o niej drogowcy ;).

Wiele lat później, czytając „Solaris” Lema, pomyślałam o tym jeszcze raz. W utworze tym bliżej niezidentyfikowana masa (cytoplazmatyczny ocean o cechach inteligencji przewyższający ludzki rozum) jest czymś, z czym mierzą się bohaterowie odkrywający, że użycie wobec tego żywego (być może też czującego) organizmu wiązki promieniowania było błędem.  Postać pochylająca się nad tym gęstym oceanem została w mojej pamięci i – być może nie do końca zgodnie z zamierzeniem autora – przypomina mi, jak działać w trudnych sytuacjach: nie przemocą, a próbując dialogu, nawet jeśli nie wiadomo czy i jak ta druga strona odpowie.

Przed naszym domem kwitną bratki. Jedne w doniczce, zakupione w pobliskim sklepie, inne – nieoczekiwane, nie kupione i niespodziewane – w betonie.

Są dodatkowe, tak można je nazwać. Dodatkowe, bo nie liczyłam ich wyjmując przed świętami pieniądze z portfela. Są dodatkowe, bo dodatkowo – oprócz tego, że cieszą oko – przypominają, że w każdym, nawet najbardziej nieprzyjaznym miejscu, może zakwitnąć dobro i piękno.

Tak jak w czasie, w jakim przyszło nam żyć.

Nowa rodzina, jaką gościmy, zdążyła wnieść w nasze życie już tak wiele! Nie myśleliśmy o tym, otwierając dla niej dom. To dodatkowy wymiar spotkania z ludźmi, którzy zderzyli się ze złem, przemocą i siłą  zniszczenia, a pozostali jakby nietknięci i czyści wewnątrz.

I dodatkowo uświadamiają mi, że – jak mówi Pismo – dni człowieka są jak trawa.

A jednak wszystko, nawet najmniejsze ździebełko, jest w Jego rękach.

Ja także.

Może każe mi zakwitnąć na betonie, ale w Nim będę miała moc zakwitnąć.

Niech się tak stanie, niech się stanie!

Przecież Jezus żyje i wszystko jest w Nim możliwe.

***

„Dni człowieka są jak trawa;
kwitnie jak kwiat na polu.
ledwie muśnie go wiatr, a już go nie ma,
i miejsce, gdzie był, już go nie poznaje.
A łaskawość Pańska na wieki wobec Jego czcicieli,
a Jego sprawiedliwość nad synami synów,
nad tymi, którzy strzegą Jego przymierza
i pamiętają, by pełnić Jego przykazania.” (Ps 103, 15-16)