Tagi

, , , , , , ,

Fot. Danuta Kamińska

Wracamy od moich rodziców – świętowaliśmy dziś osiemdziesiąte urodziny mojego taty. Bardzo się cieszę, że byliśmy w komplecie i że zastaliśmy jubilata w dobrym zdrowiu.

Każdy dzień jest darowany i każde takie spotkanie jest na wagę złota – nie wiadomo jak długo dane nam będzie jeszcze się spotykać. Na razie choroba, wzięta w karby medycyny, nie dokucza tak bardzo, jak mogłaby, ale nigdy nie wiadomo, kiedy ta nierówna walka wkroczy w etap decydującego starcia.

Tego wieczoru jednak nie myślę o tym. Cieszę się z miłego dnia spędzonego w gronie rodzinnym i ze szczebiotu dzieci, jak to określiła moja mama. Rzeczywiście, gdy słyszy je się na co dzień, nie robi to takiego wrażenia – po prostu śmieją się, coś sobie opowiadają, bawią się razem. W domu, w którym na co dzień jednak nie ma dzieci, taka odmiana jest znacząca i – jak widzę – wywołuje uśmiech na twarzy seniorów.

Tak właśnie o nich myślą moje dzieci: dziadek, babcia, osoby starsze, czyli seniorzy. Innych ich przecież nie znają. Ja jednak zachowuję w pamięci inny ich obraz: dla mnie na zawsze będą rodzicami. Patrząc na nich – mimo upływu lat – widzę osoby, które towarzyszyły mi od maleńkości i – może to dziwne – w mojej świadomości są nadal w wieku, w którym raczej ma się małe dzieci, niż w wieku, w którym pojawiają się wnuki i prawnuki.

Takich ich pamiętam: w trudnych i w pięknych wspomnieniach, mających jeszcze tyle życia przed sobą, odpowiadających na nasze dziecięce i jednocześnie tak istotne pytania, zmagających się z wyzwaniami, jakie stawia przed nimi życie: praca zawodowa, wychowanie naszej trójki, liczne przeprowadzki.

Dzisiaj żadne z tych wymienionych wyżej nie ma już racji: od trzydziestu pięciu lat nie zmienili miejsca zamieszania- przeprowadzki się skończyły, od wielu lat są już na emeryturze- praca zawodowa się skończyła, nie wspomnę też od ilu już lat mieszkają bez nas, czyli swoich dzieci – wychowanie naszej trójki dawno temu się skończyło.

Ale wyzwania, jakie przynosi życie, wcale się nie skończyły i nawet jeśli tego nie chcą, zmuszają ich do konfrontacji z ważnym pytaniem: po co i dla kogo żyję i czy nadal chce mi się żyć. Na szczęście odpowiedź na nie jest zawsze pogodna i dającą nadzieję na dobre zakończenie, które oby nastąpiło jak najpóźniej.

Na zaśpiewane „100 lat” mój tato odparł dziś za śmiechem: „Postaram się, obiecuje!” I wtedy dotarło do mnie, jak niewiele już do tej setki mu brakuje. Nie ilość lat życia jednak jest najważniejsza, ale to w jaki sposób to życie przeżywamy.

Uśmiecham się więc do wspomnień i kładę się spać. Jutro – daj Boże – wstanie nowy dzień. Mam po co i dla kogo żyć. I nadal chce mi się żyć – dzięki Ci, Boże!