Tagi

, , , , , , , , , ,

Fot. Danuta Kamińska

Ostatnio towarzyszy mi obraz smugi światła przecinającej gęste ciemności. Nie wiem, czy to za sprawą tego, że kiedy jadę do pracy, jest jeszcze ciemno, a kiedy z niej wychodzę, już zapada zmrok. A może dlatego, że wieczorami w domu zapalam na kuchennym stole lampion. Jeszcze nie ten roratni, to dopiero w grudniu, ale zawsze w listopadzie przyglądam się, jak to nikłe światło rozprasza ciemności i już sam ten widok podnosi mnie na duchu.

A może dlatego, że ostatnio modlę się gorąco o światło, czyli o Bożą podpowiedź, Boże prowadzenie. Kilka spraw, na ludzki rozum, wydaje mi się trudnych, nie jakoś beznadziejnych, ale raczej postrzegam je jako takie, w których nie jest łatwo podjąć dobrą decyzję. Mam jeszcze trochę czasu do jej podjęcia, ale nie marnuję go i wpatruję się w światło.

Ono nie rozświetla całej drogi, jedynie tyle, by móc postawić kolejny krok. Przyzwyczaiłam się już do tego. Nie rozpaczam, że nie wiem, co jest za zakrętem ani jakie są kolejne etapy – wystarczy mi, że widzę, gdzie mam postawić stopę.

To wymaga zaufania. I jesienne obrazy bardzo mi o nim przypominają. Tak jak oczywiste jest, że przyroda, która wygląda, jakby jesienią zmierzała ku śmierci, na wiosnę jednak obudzi się do życia, tak też oczywistym jest, że to, co musi obumrzeć we mnie, ostatecznie wyda plon. Nie dlatego, że jestem o tym tak mocno przekonana. Dlatego, że tak mówi Słowo. Jezus – Słowo.