Tagi
#biblia, #codziennosc, #DanutaKaminska, #ewangelizacja, #misterium, #nowaewangelizacja, #słowoboże, #triduum
Co było dalej? – pyta przejęty mąż. Pojutrze, w specjalnie uszytym na tę okazję stroju, odegra w naszej parafii rolę w misterium (transmitowanym na żywo). Syn zerka do scenariusza. Jest jego suflerem. My pewnie zostaniemy w domu i obejrzymy wszystko online.
Tyle, że czym innym jest misterium, które zobaczymy, a czym innym to, które mam na myśli, a którego tak do końca zobaczyć się nie da. Pierwsze to przedstawienie, drugie to tajemnica paschalna. W tym drugim lepiej nie uczestniczyć na zasadzie widza, lepiej być w jego wnętrzu, pozwilić się pochłonąć tej tajemnicy. Nawet jeśli zabraknie dla nas miejsca wewnątrz – dosłownie wewnątrz – to możemy być w samym środku misterium: przez wiarę.
Misterium jednak to nie zagadka, to nie rebus do rozwiązania. To nie coś, co możemy zmierzyć, zważyć i o garnąć rozumem. Nie my mamy coś ogarniać, ale to nas ma ogarnąć misterium, to nas ma przeniknąć i przemienić ta boska tajemnica. Dopóki wszystko wiemy, wszystko rozumiemy i nie mamy żadnych wątpliwości czy znaków zapytania, nie jest to jeszcze wiara. Może jest to akceptacja pewnych prawd wiary, może wewnętrzne przyzwolenie i zgoda na to, że takie sprawy po prostu istnieją. Ale to jeszcze nie to.
Podobno najdłuższa droga na świecie liczy sobie około czterdziestu centymetrów długości. To odległość z głowy, z rozumu, do serca. To odległość między „wiem”, a „doświadczam”, między „w tym wyrosłem”, a „to wybieram”. Świadomie, żarliwie, na zawsze, a nie od niechcenia, a nie dopóki mi się nie odwidzi. Między „spełniam powinność”, a „mam głęboką relację”.
RELACJA to moim zdaniem klucz do wejścia w te dni Wielkiego Tygodnia, mojego ulubionego tygodnia w roku. Drugi raz tak nietypowego, bo przeżywanego w czasie pandemii.
Rok temu, jadąc z mojej miejscowości do położonego nieopodal dużego miasta, miałam serce w gardle. Już na miejscu, na każdym większym skrzyżowaniu słyszałam ten sam, powtarzany do znudzenia, płynący z głośników ustawionych na policyjnych samochodach, komunikat: zostań w domu! Umówiona byłam wtedy z kierownikiem duchowym na spowiedź i rozmowę. Przeżyłam ją bardzo mocno. Wracając, nie czułam już lęku, który mi wcześniej towarzyszył.
W poprzednie święta przede wszystkim chciałam, by to wszystko, co związane z covidem, jak najszybciej się skończyło, rozpłynęło jak zły sen. Myślami byłam w przyszłości – normalnej, czyli takiej jak przed pandemią. Cieszyłam się oczywiście z tego, że jesteśmy razem, że w tak maleńkim gronie (siedmioosobowym) celebrujemy Paschę, ale żyłam wyobrażeniami o tym, co stanie się, jak myślałam, już za chwilę, gdy skończą się te wszystkie mrożące krew w żyłach doniesienia medialne, gdy przestaną obowiązywać te wszystkie krępujące ruchy obostrzenia (najbardziej przykre okazały się dla mnie te dotyczące zakazu wstępu do lasów…).
W tym roku jednak inaczej podchodzę do tego świętego czasu. Jestem TU i TERAZ. Bez wybiegania w przyszłość, bez rozpamiętywania czy wywlekania przeszłości.
Wierzę, że Boży Baranek jest ze mną. W pandemii, w chorobie, w trudnościach zawodowych czy finansowych. Jest tutaj. Tak przeżywam ten Wielki Tydzień. Nie boję się tego, że nie wiem, co dalej. Nie boję się tego, że nawet nie umiem sobie wyobrazić tego, co dalej.
Jestem uratowana.
Dzięki Jego krwi.
Dla mnie to coś tak oczywistego, jak to, że oddycham.
To nie znaczy, że nic mnie nie boli.
To nie znaczy, że nie przeżywam trudności i zmęczenia.
To nie znaczy, że nie wiem, czym jest przewlekły stres.
Ale wiem, że nie jestem w tym sama.
I wiem, że ostatecznie – cokolwiek by się nie działo – jestem w Nim bezpieczna.
On jest.
Jest ze mną.
I z Tobą.
Stoję na progu i już nie mogę się doczekać.
***
„I ujrzałem potężnego anioła, obwieszczającego głosem donośnym:
«Kto godzien jest otworzyć księgę i złamać jej pieczęcie?»
A nie mógł nikt –
na niebie ani na ziemi, ani pod ziemią –
otworzyć księgi ani na nią patrzeć.
A ja bardzo płakałem,
że nikt nie znalazł się godzien, by księgę otworzyć ani na nią patrzeć.
I mówi do mnie jeden ze Starców:
«Przestań płakać:
Oto zwyciężył Lew z pokolenia Judy,
Odrośl Dawida,
tak że otworzy księgę i siedem jej pieczęci».
I ujrzałem między tronem z czworgiem Zwierząt
a kręgiem Starców
stojącego Baranka jakby zabitego,
a miał siedem rogów i siedmioro oczu,
którymi jest siedem Duchów Boga wysłanych na całą ziemię.
On poszedł,
i z prawicy Zasiadającego na tronie wziął księgę.
A kiedy wziął księgę,
czworo Zwierząt i dwudziestu czterech Starców upadło przed Barankiem,
każdy mając harfę i złote czasze pełne kadzideł,
którymi są modlitwy świętych.
I taką nową pieśń śpiewają:
«Godzien jesteś wziąć księgę i jej pieczęcie otworzyć,
bo zostałeś zabity
i nabyłeś Bogu krwią twoją [ludzi] z każdego pokolenia, języka, ludu i narodu,
i uczyniłeś ich Bogu naszemu królestwem i kapłanami,
a będą królować na ziemi».
I ujrzałem,
i usłyszałem głos wielu aniołów
dokoła tronu i Zwierząt, i Starców,
a liczba ich była miriady miriad i tysiące tysięcy,
mówiących głosem donośnym:
«Baranek zabity jest godzien
wziąć potęgę i bogactwo, i mądrość, i moc, i cześć, i chwałę, i błogosławieństwo».
A wszelkie stworzenie, które jest w niebie
i na ziemi, i pod ziemią, i na morzu,
i wszystko, co w nich przebywa,
usłyszałem, jak mówiło:
«Zasiadającemu na tronie
i Barankowi
błogosławieństwo i cześć, i chwała, i moc, na wieki wieków!»
A czworo Zwierząt mówiło: «Amen».
Starcy zaś upadli i oddali pokłon.” (Ap 5, 2-14)