Tagi
#adwent, #biblia, #chrzescijanstwo, #codziennosc, #DanutaKaminska, #dobreslowo, #ewangelizacja, #miłość, #modlitwa, #nowaewangelizacja, #rodzina, #słowoboże, #zdrowiepsychiczne

Fot. Danuta Kamińska
Dzieci przeziębione, mąż w rozjazdach,
ja zmęczona – ale to tylko wycinek rzeczywistości. Ostatecznie pociechy zdrowieją (jedne szybciej, drugie wolniej), mąż wraca między kolejnymi wyjazdami, a mnie udaje się nieco zregenerować.
A ponad tym wszystkim jest to, co nas łączy, co spaja naszą rodzinę. Co sprawia, że w codzienności, a nie tylko od wielkiego dzwonu, jesteśmy sobie bliscy.
W Adwencie szczególnie cenna jest dla mnie każdej niedzieli rozmowa przy stole o postanowieniach adwentowych. Spisujemy je sobie (moje w tym roku podyktowały mi dzieci, co było bardzo wzruszające).
Modlimy się o łaskę i siły do ich wypełnienia i dziękujemy razem Bogu za zauważony (nawet najmniejszy) przejaw realizacji tych postanowień. Zachęcamy się nawzajem, mówimy o tym, co się udało, a co nie. I pamiętamy o Bożej pomocy.
Nie budujemy „arki dobrych uczynków”, jak to ostatnio usłyszałam i wewnętrznie się zatrzęsłam, budujemy – mam nadzieję – zaufanie w Bożą moc i pracujemy nad sobą, z Bożą pomocą.
Granica może być rzeczywiście cienka, ale warto ją wyczuć i wiedzieć, gdzie jeszcze jesteśmy w rzeczywistości nazywanej w biblijnym języku „zbawieniem z łaski”, a w którym momencie niebezpiecznie zbliżamy się już do „samozbawienia”, które z chrześcijaństwem nie ma nic wspólnego.
Dla Rodziny z Nazaretu nie było miejsca w gospodzie, jak śpiewamy co roku w okresie Bożego Narodzenia, ale też nie ma czasami miejsca w naszym „marketingowym” myśleniu. W przekonaniu, że sami możemy wszystko („wystarczy tylko chcieć”).
Bóg staje się wtedy tylko dekoracją, tradycyjnym akcentem zimowej przerwy, styropianowym napisem IHS. Łzawym wspomnieniem dzieciństwa, ale na pewno nie Kimś żywym, mającym realny wpływ na codzienne życie.
Sęk w tym, że jest dokładnie odwrotnie: On żyje i jest z nami, wszechmogący. Ale dopóki to ja jestem w swoim przekonaniu kimś wszechmogącym, Bóg jest dla mnie zagrożeniem. Zaobserwowałam to w tak wielu rozmowach ewangelizacyjnych z ostatniego czasu! Oprócz osób, które szczerze Go szukały (czasem po omacku, czasem bardzo błądząc po drodze), jest także sporo takich, których odnalezienie Go zupełnie wykracza poza obszar ich zainteresowań, a nawet – o, zgrozo! – równoznaczne jest z zamachem na ich wolność.
Lepiej, by pozostał tradycyjną dekoracją, niż Kimś rzeczywistym, żywym. Dekorację można odstawić, schować na strych, a z Kimś żywym (i pełnym mocy) trzeba byłoby się jednak liczyć…
tak bliskość siebie jest najważniejsza, jednak kiedy sie nie powodzi zawodowo tez nie jest kolorowo. Dzieci daja nadzieję i siłę, i czasami trzeba się przytulić żeby dorosłemu było lepiej trochę tego ciepła dziecięcia otrzymać, dać sobie siłę właśnie wśród tych klęsk dnia codziennego.