Tagi

, , , , , , , , , , , , , , ,

Fot. Danuta Kamińska

Pamiętam jak zareagowałam, gdy na lekcji chemii usłyszałam o tym, że są reakcje, których nie można odwrócić. Nie wiem dlaczego zapamiętałam jako ilustrację do tego zjawiska ścinanie się białka (jajka na patelni na przykład). W każdym razie byłam (trochę niemile) zaskoczona, że nie wszystko można cofnąć, zmienić, wrócić do poprzedniego stanu.
Zupełnie inaczej zareagowałam, gdy – nadal mając naście lat, podczas wyjazdu w góry, w trakcie kazania, którego słuchałam w upalny, letni dzień podczas Mszy św. polowej – usłyszałam, że chrzest jest jak pieczęć, której nic i nikt nie może zniszczyć i której nikt nie cofnie. Niezatarte znamię. Byłam tym zachwycona: jest coś stałego w moim życiu, czego nikt mi nie zabierze! Nie wiem dlaczego, ale zapamiętałam najdrobniejsze szczegóły tego momentu w górach. Wracałam do tego zdania z kazania często, zwłaszcza gdy dopadały mnie wątpliwości, zniechęcenie czy przygnębienie.
To jedno zdanie pomogło mi przejść przez piaskowe burze w mojej głowie, gdy miałam już więcej lat niż tamte naście.
W minioną sobotę, gdy zobaczyłam okładkę płyty (przy okazji całkiem inteligentnego prima aprilisowego żartu), wróciły do mnie tamte emocje. Poczułam na nowo spokój i wewnętrzną siłę. I wielką ulgę.

Tak, nieodwracalnie…
Jestem kochana i wykupiona najdroższą Krwią…
Już na zawsze mam swoje miejsce w Bożym sercu.
Noszę Jego znak na mojej duszy.
Mogę nie być pewna siebie i tego, co jeszcze się wydarzy.
Mogę nie być przekonana, czy wystarczy mi sił.
Ale co do Niego jestem święcie przekonana.
„Bo dary łaski i wezwanie Boże są nieodwracalne” (Rz 11, 29)
Amen!
Błogosławionego Wielkiego Tygodnia!