
Fot. Danuta Kamińska
Wybieram życie. Co dzień. Mam wybór. Niezależnie od sytuacji, czy położenia, w jakim się znajduję. Wybieram życie, a nie śmierć. Nad grobami zmarłych ogłaszam nadzieję. Przechodzę przez dolinę śmierci, ale niosę w sobie światło dnia.
Nie należę do mroku, mimo że jego zachłanne macki raz po raz próbują mnie dosięgać. Żyję w świetle. Jestem w nim zanurzona, mimo że towarzyszę osobom zapatrzonym w ciemność. Nie należę jednak do tej rzeczywistości. Wybieram życie.
Smakuję tę prawdę i pozwalam, by jej rozgrzewające ciepło rozeszło się do każdej cząstki mnie. Jak dobrze jest wiedzieć, że światło mocniejsze jest niż ciemność, że każdy ból ma kiedyś kres, że po drugiej stronie są osoby, które czekają na mnie. Które kibicują mi, a gdy słabnę, głośno wołają, bym się nie poddawała.
Ze wszystkimi świętymi celebruję dziś życie.
Świętuję zwycięstwo Życia. Radość światła, jaką w moje życie wnoszą święci. Także ci z sąsiedztwa, o których wspominał jakiś czas temu papież. Nie tylko ci kanonizowani. Nie tylko ci znani z obrazów, posągów i różnych specjalnych litanii i modlitw. Także ci niepozorni, nierzucający się w oczy, a jednak wnoszący życie i światło tam, gdzie go najbardziej brakuje.
***
„Słuchaj, o Boże, mojego wołania,
zważ na moją modlitwę!
Wołam do Ciebie
z krańców ziemi,
gdy słabnie moje serce:
na skałę zbyt dla mnie wysoką
wprowadź mnie,
bo Ty jesteś dla mnie obroną,
wieżą warowną przeciwko wrogowi.
Chciałbym zawsze mieszkać w Twoim przybytku,
uciekać się pod cień Twoich skrzydeł!
Bo Ty, o Boże, wysłuchujesz mych ślubów
i wypełniasz życzenia tych, co się boją Twojego imienia.
Przymnażaj dni do dni króla,
lata jego przedłuż z pokolenia na pokolenia!
Niech na wieki króluje przed Bogiem;
ześlij łaskę i wierność, aby go strzegły.
Wówczas będę zawsze imię Twe opiewał
i dnia każdego wypełniał me śluby.” (Ps 61, 2-9)