Tagi

, , , , , , ,

Fot. Danuta Kamińska

Wracamy z pięćdziesięciolecia ślubu moich teściów. Tańczyliśmy, rozmawialiśmy, śpiewaliśmy i cieszyliśmy się, świętując tę piękną rocznicę. Ale najpierw – dziękowaliśmy za nich Bogu. Czekaliśmy w ławkach, aż podejdą do ołtarza, nikt nie ruszył się z miejsca. I wtedy mój mąż, szafarz, poproszony przez głównego celebransa, podszedł do nich z Panem Jezusem w Komunii Świętej. Wzruszający moment…

Mam w sercu pary małżeńskie, z którymi w ostatnim czasie rozmawiałam, przeżywające głęboki kryzys. Modlę się za nich, czasem płaczę, ale przede wszystkim wierzę, że dla Boga są bardzo ważni, że to nie jest bez znaczenia, co dzieje się w ich domach i między nimi.

Moja koleżanka z pracy niedawno kolejne doniesienia o trudnych wydarzeniach wśród znajomych skwitowała krótką diagnozą o ataku duchowym na małżeństwa. Zapewne jest w tym sporo racji – poruszamy się nie tylko w świecie, w którym wszystko można zważyć, zmierzyć i dotknąć, ale cały czas zanurzeni jesteśmy też w rzeczywistości duchowej. Bez jej rozumienia nie pojmiemy jak ważny jest w zamyśle Bożym projekt małżeństwo.

Wracam z pięćdziesięciolecia ślubu moich teściów. Patrzę na męża, na gromadkę dzieci – dziękuję za nich Bogu. A w uszach wciąż słyszę piosenkę, do której przed chwilą tańczyliśmy: „Żono moją, serce moje…” To nie jest moja muzyka, nie gustuję w tym gatunku, mówiąc delikatnie. Ale z przesłaniem tego utworu zgadzam się całkowicie. Jest tak prosty w swojej wymowie, a zarazem prawdziwy: już na zawsze, bez odwołania: ja jestem twój, a ty moja. Chciałoby się dodać w ostatnim takcie:”Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela”.