Tagi

, , , , , , , , , , , , ,

Fot. Danuta Kamińska

Siedzę przy kominku i rozgrzewam się po całym dniu, w którym doskwierał mi chłód. Przyjemne ciepło dociera do stóp i dłoni, które najmocniej były zziębnięte.

Przenoszę wzrok na „kapliczkę”, którą przyniosłam dziś z pracy. Obok niej stoi zapalona świeca i bukiet świeżych kwiatów. Słowa modlitwy powracają do mnie. Na dłuższą chwilę zatrzymuję się przy nich: czasem oczywiste rzeczy trzeba sobie przypominać, bo przestają  być takie oczywiste.

Niby wiem, że nie jestem robotem do wykonywana codziennych zadań, ale potrzebuję  to sobie uświadomić po raz kolejny. Ucieszyć się, że jest Ktoś, komu na mnie zależy, Kto interesuje się moim życiem – ta pewność dodaje mi skrzydeł. Rozgrzewam się w cieple tej miłości.  Przemarznięcie z powodu czyjejś obojętności czy nieżyczliwości nie ma ostatniego słowa – nie zamarzam jak baśniowa dziewczynka z zapałkami, bo jest ogień, który tli się we mnie w środku.  Nawet jeśli wydaje się, że został tylko popiół, wystarczy jeden silniejszy podmuch Ducha i znów żar zamienia się w płomień.

Uśmiecham się, słuchając utworu z czasów mojej nastoletniości. Trafiłam na niego zupełnie przypadkowo. Odżyły wspomnienia i znaczenie słów refrenu (tłumaczenie własne): „Chodź ze mną, pobiegnijmy do domu mojego Ojca!”

Zapach pieczonego chleba rozchodzi się po całym domu. Tak, to też przypomina mi o tym, że nie jestem sama.

***