Tagi
#biblia, #codziennosc, #DanutaKaminska, #dobreslowo, #droga, #ewangelizacja, #franciszek, #modlitwaopokoj, #nowaewangelizacja, #relacje, #rodzina, #ukraina, #zdrowiepsychiczne
To, co się dzieje wokół, wielu z nas wytrąca z równowagi. Owszem, trzeba żyć, jak mawia nasz dobry znajomy, ale z drugiej strony – nie można też udawać, że nic się nie stało (bo przecież się stało!).
Rozmiar cierpienia, jakie widzimy i z jakim się stykamy może przytłaczać, zdaję sobie z tego sprawę. Ale po raz kolejny odkrywam, jak ważne jest to, by przypominać sobie wciąż na nowo (i z mocą!), że od zła, przemocy, łamania praw człowieka, bestialstwa i bezkarnej agresji jest Ktoś większy i że zło nie ma ostatniego słowa. Amen!
Ani paraliżujący lęk, ani to, co każe nam zamykać oczy i uszy na wołanie potrzebujących, nie musi nad nami panować, nie musi mieć nad nami władzy. Tylko Pan, któremu poddaliśmy swoje życie ma takie prawo.
Myślę, że czas, jaki przeżywamy, to sprawdzian naszej wiary. Oczywiście, nie zdajemy żadnego egzaminu – sami przed sobą (i przed Bogiem) zdajemy sprawę w tego, czy jesteśmy ludźmi wierzącymi, gotowymi pójść za naszym Panem wszędzie, dokądkolwiek pójdzie, nawet w tam, dokąd nie chcielibyśmy pójść (por. J 21, 18).
To czas zerwania z hołdowaniem bożkowi o imieniu Święty Spokój. (Oczywiście nic ze świętością nie ma on wspólnego, ale być może przez to skojarzenie dla kogoś jego imię jakoś tak „ładniej” brzmi, ale to bardzo mylące, ostrzegam!;)
Jest on dla wielu wierzących (i dla wielu niewierzących także) obiektem westchnień i modłów. „Żeby tylko nie prysł ten święty spokój, żeby nie zniknął!”, zdają się błagać. Jest najważniejszy w życiu tak wielu osób! Są one w stanie wiele poświęcić dla tego żarłocznego bożka. Swój rozwój, relacje z innymi, a w końcu własną duszę. „Nie budźcie mnie, chcę przespać życie w tym miłym ciepełku, w tej namiastce raju, jaką sobie tworzę, w tym wyimaginowanym świecie. Tak jest dobrze i niech tak zostanie” – zdają się mówić.
Do odważnych świat należy, słyszałam od małego. Tak, wstawianie z kanapy, do którego zachęca papież Franciszek, nie ma wiele wspólnego ze świętym spokojem, a raczej z odwagą. I z wyjściem poza to, do czego się przyzwyczailiśmy, co wydaje się takie znane, wygodne, przewidywalne.
I często martwe.
A życiodajne jest to, by iść tam, dokąd pójdzie Baranek (por. Ap 14, 4). To jest to, co mnie pociąga wewnętrznie, co jest przygodą mojego życia.
Pół roku temu, podczas rekolekcji prowadzonych dla naszej wspólnoty, padło ważne pytanie: Gdzie jest teraz Jezus i czy my za Nim w tym idziemy?
(I nie chodziło o liturgię, bo to oczywiste.) Gdzie On teraz jest? Do czego w tym momencie wzywa?
Czy za Nim idę, czy może mam kłopot, by się ruszyć z kanapy – mogę nie zdążyć dobiec, gdy się zbytnio na niej zasiedzę.
Nie ma czasu na składanie darów bożkowi świętego spokoju.
Dwom panom nie można służyć – to niemożliwe! (por. Mt 6, 24).
***
„Dlatego zginam kolana moje przed Ojcem, od którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi, aby według bogactwa swej chwały sprawił w was przez Ducha swego wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka. Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach; abyście w miłości wkorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszystkimi świętymi zdołali ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość, i poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, abyście zostali napełnieni całą Pełnią Bożą.
Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej, niż prosimy czy rozumiemy, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie po wszystkie pokolenia wieku wieków! Amen.” (Ef 3, 14-21)