Tagi

, , , , , , , , , , , , , , ,

Fot. Danuta Kamińska

To dziś. Ten wielki dzień dla naszego synka. Wczoraj spowiedź i informacja, że ma być w najbliższych dniach aniołem, przekazana w humorystyczny sposób przez księdza przygotowującego dzieci do Pierwszej Komunii.

Wzruszają mnie życzenia wydrukowane przez wychowawczynię dla wszystkich dzieci przyjmujących dziś Pana Jezusa: odwagi w wyznawaniu wiary. Tak, dziś jest ona bardzo potrzebna. Nigdy nie jest łatwo iść na serio za Jezusem, ale bywają takie momenty, gdy przyznawanie się do Niego wymaga poświęcenia.

Za dwa tygodnie ruszymy jak co roku w ramach Misji Talitha kum na ewangelizację od drzwi do drzwi. Z jakim przyjęciem się spotkamy? Nie wiem, bywa różnie, to jest zazwyczaj przekrój społeczeństwa. Zawsze jest to ogromne przeżycie. Trochę jak chodzenie po kolędzie, ale takiej nie na zapisy. Z tą drobną różnicą, że bez koperty i wypełniania kartoteki. Często otwierają nam drzwi ci, którzy nie otworzą ich podczas kolędy (i mówią to mam otwarcie), a zdarza się też odwrotnie, że nie otworzą ci, co po kolędzie jednak otwierają („Z byle kim i byle gdzie to ja się nie modlę”, jak usłyszeliśmy kiedyś).

Ale bywają też przejmujące momenty, jak ten, kiedy mężczyzna w średnim wieku oznajmił: „Czekałem na was tak długo, wiem, że tylko wy mnie zrozumiecie”.

Idzie mój Pan – by spotkać mnie, mojego synka, który dziś pierwszy raz przyjmie Go do serca; tego pana, który już z nikim nie miał siły rozmawiać, ale ufał, że my go wysłuchamy; tę panią, która się „z byle kim nie modli”; tę parę, która żyje bez ślubu, ale szuka Go, niespokojnie i czasem po omacku.

On teraz biegnie, by spotkać mnie.